niedziela, 3 lipca 2011

11. Koszmar.


            Płacz…Cichutki płacz zakłócał spokój.
-Emylly ­­!- Krzyczał anioł próbując ją odciągnąć od małego ciałka.
-Ona go zabiła…-Szeptała. Z jej oczu sączyły się słone łzy.
-Nie uratujesz go już ! Musisz uciekać!- wrzeszczał odciągając ją od małego aniołka. Jego brązowe loczki były całe  mokre. Płacz dziecka na chwilę zagłuszył głośny grzmot.
-Dlaczego ona go zabiła ?- Pytała biegnąc za nim. Nie zdążyła usłyszeć odpowiedzi bo serce tropiciela przebił miecz. Twarz jego zabójcy była ukryta w cieniu jedyne co zauważyła to kpiarski uśmiech.
            Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do toalety. Moja głowa zawisła nad muszlą klozetową. Po chwili zwróciłam cały wczorajszy posiłek. Usiadłam na kafelkach i przetarłam ręką usta. Nie miałam siły się podnieść. Poczułam w ustach nieprzyjemny smak. Nagle wszystko ponownie podeszło mi do gardła. Drugi raz rzuciłam się w stronę muszli.
Spędziłam nad nią jeszcze trochę czasu  , po czym poszłam wziąć zimny prysznic.
            Patrzyłam się przed siebie niewidomym wzrokiem. Czy ten sen…
-Emylly ? Co się dzieje ?- Zapytał Christopher łapiąc mnie za rękę. Pod jego dotykiem jakbym się ocknęła i szybko na niego spojrzałam mówiąc.
-Źle się dziś czuję.-Mruknęłam spuszczając wzrok. Niby mówiłam prawdę czułam się jednak jak ostatnia kłamczucha.
-Czemu mi o tym wcześniej nie powiedziałaś ? Może zaprowadzę cię do uzdrowiciela ?-Mówił przestraszony. Martwił się. Na samym początku próbował udawać twardego, pękł jak bańka mydlana.
-To tylko poranne mdłości.
-Mogłaś się czymś zarazić, nie zapominaj ,że już nie jesteś na ziemi. U nas choroby są o wiele bardziej poważniejsze. Gdy się rozwiną nie łatwo je wyleczyć.- Ciągle o tym zapominam.
-Dobrze.
-Pójdziemy zaraz po śniadaniu.- Przytaknęłam tylko głową. Byłam dziwnie nieobecna. Nie mogłam się pozbyć tego okropnego widoku. Ten mały aniołek miał połamane nóżki i skręcony kark…-Czy stało się coś jeszcze ?
Cicho westchnęłam. Musiałam mu powiedzieć.
-Koszmary…One powróciły.
-To może być jeden z objawów twojej choroby…- Mam wrażenie czy on sam próbował się uspokoić ?

                                                             ***

            Spojrzałem na jej bladą twarz. Okropnie się męczyła.
Christopherze ?
Rafael ? Dziwne…
Rafaelu coś się stało ?
Chciałbym zasięgnąć twojej rady. Przybądź do mojego gabinetu jak najszybciej.
-Emylly...Wytrzymasz jeszcze trochę ?
-Rafael ?- Zapytała nawet na mnie nie spoglądając. Przytaknąłem.-Nie czuję się ,aż tak źle… Załatw sobie spokojnie wszystkie swoje sprawy a ja pójdę się zdrzemnąć.- Wstała powoli. Nagle się zachwiała…Podbiegłem do niej i ją szybko przechwyciłem. Kur*a !!!
-Idziemy do uzdrowiciela…-Mruknąłem wściekły. Nie byłem zły na nią , tylko na siebie ,że tak późno się zorientowałem ,że jest coś nie tak.
-Musisz się spotkać z Archaniołem…Jestem po prostu bardzo zmęczona. Nie spałam połowę nocy…- Dobrze wiedziałem ,że nie mogę tak po prostu do niego nie iść.
-Wrócę jak najszybciej się da.- Powiedziałem stanowczo. Szybko wbiegłem do wierzy i poleciałem do naszego pokoju. Położyłem delikatnie ciało bladej dziewczyny na łóżko. Zasnęła już na moich rękach. Cholernie się o nią martwię, nie mogę jednak odmówić Archaniołowi. Wyszedłem szybko i udałem się do gabinetu Rafaela. Zapukałem głośno i nie czekając na odpowiedź wszedłem do pomieszczenia.
-Dobrze ,że jesteś.- Powiedział odwracając się w moją stronę. Obecnie stał tyłem do okna. Patrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem, tak jakby nie był pewien czy mi zaufać.
-Co się stało Rafaelu ?- Zapytałem. Co tu się ostatnio dzieje do cholery ?!
-Michaela powiększyła swoje wojsko…
-Myślisz ,że to ona ?
-Nie, oczywiście ,że nie. Nie skrzywdziła by dziecka , a poza tym ona już jest Archaniołem. –Powiedział kręcąc głową.
-W takim razie czemu się nad tym zastanawiasz ?- Mówiłem to całkiem odruchowo. Moje myśli krążyły teraz wokół niewielkiej czarnowłosej śmiertelniczki. Gdybym wrócił i zastał ją…zimną…na wieki zimną…nie wiem co bym zrobił. Nie umiał bym bez niej żyć.
-Myślę ,że chce wykorzystać teraźniejszą sytuacje po to aby zagarnąć moje ziemie.- Mimo ,iż tak mogło się stać jakoś nie przekonywała mnie ta myśl. Michaela jest bezduszna i nie ma serca ale nigdy nie dążyła ku takim celom wiedząc ,że zapłacą za to dzieci. Nagle drzwi się otworzyły i uderzyły z głuchym trzaskiem o ścianę. Do gabinetu wpadł jeden z tropicieli.
-Rafaelu !- Krzyknął. Przerażony dodał- Znaleźliśmy pierwszą ofiarę.
            Dolecieliśmy wszyscy na miejsce w minutę. Szybko podeszliśmy do zmasakrowanego ciała.
-Nie…-Szepnąłem patrząc na zwłoki. Nagle wezbrała we mnie wściekłość. Nie tylko ja jeden byłem w takim stanie. Spojrzałem na twarz Archanioła. Chyba miał już swojego winnego. U moich stóp leżała malutka anielica. Pozornie mała. Miała ok. stu lat. Jej skrzydełka jeszcze nie były do końca rozwinięte. Straciła z nich połowę błękitnych piór. Miała tylko jedno oko które było przypalone. Obydwie nóżki były połamane i pocięte. W miejscu gdzie powinien być brzuch ziała ogromna dziura. Wyrwano jej serce i włożono je do małej rączki. Na jej czole był wypalony znak jednego z Archaniołów.
-Michaela…-Mruknął Rafael.
-Nie mogła tego zrobić…-Powiedział ten sam tropiciel który jeszcze kilka chwil temu informował nas o zajściu.- Obecnie jest na terytorium Sachela.- No tak…nowy kochanek ? Ciekawe jak długo będzie żył.
-Muszę z nią porozmawiać.- Powiedział Archanioł i wskazał na jednego z wojowników.-Lecimy. Wy zajmijcie się ciałem.- Po chwili już go nie było.
Emylly…
Muszę dostać się jak najszybciej do wierzy.
            Wszedłem do pokoju i usłyszałem potworny krzyk.
-Aaaayyaa!!!- Krzyczała Em. Wiła się na łóżku niczym wąż , wąż którego obdzierają ze skóry.
-Emylly !-Podbiegłem do niej. Dziewczyna szybko się obudziła. Była cała zalana potem.
-Chris ?- Zapytała cicho. Jej głos słabł.
-Tak to ja. Idziemy do uzdrowiciela.- Wziąłem ją na ręce. Próbowała się do mnie przytulić ale nie mogła, nie miała tyle siły.

                                                         ***

Pisane w trzeciej osobie (w tym samym czasie w którym Chris i Emylly zaczynają jeść śniadanie):
            Szedł po jednym z wielu korytarzy znajdujących się w wierzy Michaeli. Szeptał cichutko swój ulubiony wierszyk. Echem roznosiły się jego kroki. Podszedł do drzwi prowadzących do gabinetu Archanielicy. Zapukał. Usłyszał ciche proszę po czym wszedł do pokoju.
-Witaj Michaelo.- Powiedział podchodząc do niej i całując ją soczyście w usta.
-Gabriel ? Nie spodziewałam się ciebie.- Mruknęła oddając pocałunek.
-Mam dla ciebie kilka wiadomości i…stęskniłem się za tobą.
-Najpierw wiadomości.- Powiedziała siadając na swoim biurku.
-Jak zwykle dokładnie śledziłem poczynania Rafaela i zaniepokoił mnie jego stan armi…- Michaela spojrzała na niego z miną której nie dało się określić. Oczywiście ,że nie. Ona nigdy go nie kochała. Ona nigdy nikogo nie kochała. Gabriel był jej tymczasową zabawką , dopóki będzie jej potrzeby będzie się nim bawić.
-W jakim sensie ?- Zerknął na jej nogi które delikatnie zaczęła rozszerzać.
-Sensie liczebności, mam wrażenie ,że chce wykorzystać ten chaos. Dobrze by było gdybyś z kimś połączyła swe siły…-Anielica zamyśliła się po czym mruknęła.
-Masz racje. Wyruszam już teraz.
            To było zbyt proste. Jak na razie wszystko szło bezbłędnie.
-Archaniołowie…to zwierzęta myślące tylko i wyłącznie o swoich ziemiach. Chwila niepewności doprowadza ich już do szaleństwa…Jeszcze tylko pozostała siódemka…-Szeptał tropiciel wychodząc z wierzy Michaeli. 


_____
Nie podoba mi się...Za bardzo przegadane :P
Ale akcja powoli zmierza ku...ku czemu ?...Cholera zgubiłam słowo :P No...akcja zmierza :D
Czekam na wsze opinie :* 


3 komentarze:

  1. Może słowo kulminacji? Sama nie wiem.
    Świetny rozdział.
    Jestem ciekawa co będzie się dziać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Extra rozdział ;] Czekam na dalszy ciąg ;d i sorki, że dodaje kom z naszego konta, ale piszą 18 i nie chce mi się już wylogowywać itd...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurdę co raz bardziej się rozkręca. Podoba mi się to. Wspaniały rozdział ! ;*

    OdpowiedzUsuń