niedziela, 21 sierpnia 2011

Epilog.


Trzy dni później:

            Z mgły wyłoniły się trzy duże postacie. Anioł czarnych skrzydłach z malutką anielicą na rękach oraz anielska para trzymająca się mocno ręce. Szli odważnie przed siebie po gruzach które zostały po Mieście Aniołów. Wokoło nich były jedynie sterty potłuczonych szkieł ,odłamki kamieni , cegieł. Niestety nie to było najgorszym widokiem. Nikt praktycznie nie zwracał uwagi na zniszczenia do których doprowadziła wojna. Przy ciałach klękały anioły , niewinne anioły które w końcu odnalazły swoją rodzinę. Gdzieś niedaleko nich szła para aniołów rozpaczliwie wzywając imię dziecka. Obok nich stała mała dziewczynka. Patrzyła z odrazą na stertę zakrwawionych ciał. Z jej oczu ciekły słone łzy , usta układały się w dwa wyrazy.
-Mamo ? Tato ?- Szeptała wierząc ,że może przeżyli. Przeszli niedaleko niej. Po chwili jednak Iliam wróciła do dziewczynki mówiąc.
-Idziemy do ostatnich Archaniołów. Chcesz pójść z nami ? Może pomogą odnaleźć twoich bliskich.- Dziewczynka przytaknęła głową i złapała za rękę Anielicę. Christopher zatrzymał się i oglądał to co mu zostało. Stracił praktycznie wszystko co coś dla niego znaczyło. Tego dnia gdy Emylly umarła z wycieńczenia w jego ramionach leżał i tulił do siebie jej zimne ciało licząc ,ze się obudzi i go pocałuje mówiąc „Kocham cię”. Jednak życie to nie bajka. On ciągle miał w ramionach ciało osoby która była dla niego wszystkim. Kolejnego dnia postanowili ją pochować. Chciał ,żeby była blisko rodziców ,których bardzo kochała, pomimo tego ,że ich nie znała. W zupełnej ciszy udali się na cmentarz. Ashwin wykopał ogromny dół…Chris składając jej ciało na zimna ziemię płakał jak nigdy. Gdy doszło do zakopywania zwłok odwrócił się wziął w ramiona Luce (wcześniej trzymaną przez Iliam) i przycisnął ją mocniej do siebie. Trzeciego dnia wrócili, ponieważ pomimo śmierci Emylly wszystko dalej się toczyło. Świat nie uległ ogromnej zmianie. Miasto Aniołów ciągle było zburzone , ludzie uważali ,że to była największa burza w ich życiu, a on ciągle cierpiał nie wiedząc gdzie jest jego miejsce. Pamiętaj o Luce… szeptał cichy głos w głowie dzięki któremu jeszcze jakoś żył. Wrócili. Teraz czas wszystko zacząć od nowa… Od początku. Zacząć odbudowywać miasto, pomóc aniołom którzy przeżyli i wrócić do swoich zajęć.

Powolnym krokiem weszli do świątyni w której zazwyczaj odbywały się Rady Dziesięciu. Teraz była zniszczona. Wszędzie było pełno , kurzu i kamieni mimo to był to jedyny budynek który stał na ziemi. Przy pięknym witrażu stało sześć postaci.
-Przykro nam z powodu śmierci twojej śmiertelniczki Christopherze.- Mruknął Ilium na powitanie. Reszta Archaniołów mu przytaknęła. Anioł głośno przełknął ślinę i wydusił z siebie.
-Dziękuję… To jest Luce o której wam wspominał Ashwin.- Podał mu dziecko i z zatroskaniem patrzył na poczynania najstarszego Archanioła. Dobrze jej się przyjrzał po czym powiedział.
-Będzie piękną anielicą.- Oddał czarnowłosego aniołka w ręce ojca.- Jednak nie z tego powodu dziś się tu zebraliśmy. Nasze Miasto Aniołów które budowaliśmy przez wiele lat a potem je pielęgnowaliśmy zostało zniszczone. W czasie krwawej wojny umarło pełno niewinnych aniołów. Naszym zadaniem jest odbudowa miasta oraz pomoc żyjącym. Jak wiecie przeżyła tylko nasza szóstka. Jednak żeby poczynić takie zmiany potrzebna jest pełna Rada Dziesięciu. Słyszeliśmy ,że chcieliście powstrzymać ten rozlew krwi. Szkoda ,że nie poinformowano nas o tych wydarzeniach szybciej…Nie przedłużając. Wasza czwórka zostaje mianowana na Archaniołów.
-Ale nas jest trójka…Małe dziecko nie może być Archaniołem.- Powiedziała pospiesznie Iliam.
-Zostanie nim w odpowiednim wieku a teraz…- Podniósł ręce i pstryknął cztery razy palcami. Na skrzydłach aniołów powstały srebrzysto złote znaki.- Otwieram Radę Dziesięciu aby podjąć decyzje co dalej począć z tym co zostało.


Pięćset lat później (Pisane w pierwszej osobie) :

            Rozwinęłam moje skrzydła i wzleciałam. Tym razem jednak nie robiłam tego dla odprężenia tak jak zawsze. Musiałam ją odwiedzić. Dziś mijała pięćsetna rocznica jej śmierci. Widziałam oddalające się Miasto Aniołów i uśmiechnęłam się na ten widok. Kochałam patrzeć na to co poczynili moi najbliżsi przez te lata. Miasto było zupełnie odbudowane a liczba mieszkańców wzrosła do normalnego stanu rzeczy. Nikt już nie myślał o tym co tu kiedyś się stało.
Delikatnie postawiłam nogi na ziemi. Zwinęłam skrzydła i szłam powolnym krokiem ku srebrnemu nagrobkowi.
-Tato ?- Zapytałam widząc Archanioła o czarnych skrzydłach i znajomych rysach.
-Luce…-Szepnął i rozłożył ręce. Podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam.
-Kiedy wróciłeś ?- Zapytałam i pocałowałam jego policzek. Wyglądał na trzydzieści lat. Na jego twarzy malował się ciepły uśmiech a w oczach tańczyły ciemne iskierki.
-Dziś. Chciałem najpierw zobaczyć się z tobą jednak przypomniało mi się o rocznicy i…- Przytuliłam go mocniej. Usiedliśmy na ziemi przed grobem i zapytałam.
-Opowiesz mi o niej ?- Przytaknął a na jego ustach pojawił się dobrze znany mi uśmiech.
-Twoja matka…Emylly była piękną śmiertelniczką. Miała takie same oczy jak ty.- Uśmiechnęłam się.- Gdy pierwszy raz ją zobaczyłem miałem rozkaz ją zabić…Ale nieświadomy niczego…-Nie dałam mu skończyć.
-Zakochałeś się w niej od pierwszego wejrzenia.
-Znasz tą historie na pamięć…-Powiedział.
-To co…Lubię jak mi o niej opowiadasz…- Szepnęłam a on uśmiechnął się i kontynuował. Tata nigdy nie zakochał się już po raz drugi…no ale nic dziwnego. Moja mama była kimś wyjątkowym…kimś kogo się nigdy nie zapomina. Usłyszałam szelest liści. Niedaleko nas szedł chłopak z kwiatami w ręku. Jego ciemne włosy opadały mu na czoło. Spojrzał na mnie swoimi niezwykle niebieskimi oczyma i uśmiechnął się delikatnie. Odwzajemniłam uśmiech.
-Luce…-Szepnął tata.- Idź do niego…Nie popełniaj naszych błędów. Idź i z nim porozmawiaj…-Wstałam z zimnej ziemi i ruszyłam ku śmiertelnikowi.


O nieee… Historia tu się nie kończy. Kończy się raczej opisywanie jej z mojej strony. Miasto Aniołów trwa do dziś. Jest nad naszymi głowami a my nie zdając sobie z tego sprawy żyjemy jak gdyby nigdy nic.
Luce…Christopher i wiele innych aniołów oraz archaniołów nadal żyją. Tą dwójkę można spotkać na tym cmentarzu. Siadają tam co pięćset lat i razem wspominają niezwykłą dziewczynę która była dla nich wszystkim. Od niedawna siada z nimi chłopak o niezwykle niebieskich oczach trzymając za rękę Luce…
Mam nadzieję ,ze wy ich też spotkacie i opowiedzą wam tą wspaniałą historię… Bo usłyszeć ją z moich ust a u słyszeć ją z ust osób które to przeżyły to nie to samo…


____
To już koniec :) Myślałam ,że będzie mi strasznie trudno opuścić tego bloga :) Przychodzi mi to znacznie łatwiej niż się tego spodziewałam :P Co nie znaczy ,że nie jest mi przykro...Tak to już jest :) Nic nie jest dane nam wiecznie :) Mam nadzieję ,że zakończenie się wam podoba :*
Zabawny fakt który sobie przypomniałam to taki ,że na to opowiadanie wpadłam pod prysznicem :P I wogóle go nie miałam przenosić do internetu :D Wyszło jak wyszło :P
Ciągle możecie mnie spotkać na moich pozostałych blogach :

 Czas się pożegnać...Jeszcze jedno i najważniejsze ! Dziękuję tym którzy byli przy mnie, wspierali mnie oraz po prostu komentowali bloga :)
Kocham was...Żegnajcie :*   

sobota, 20 sierpnia 2011

16. Jej powieki powoli opadły…serce przestało wydawać znany rytm…klatka piersiowa przestała się podnosić…Skóra robiła się zimna w dotyku…


            Nagle po całym dziedzińcu rozniósł się dźwięk bijących dzwonów. Dwójka tropicieli stojąca w cieniu spojrzała na siebie. Po chodniku czołgały się anioły bez nóg , skrzydeł a czasami rąk. Krzycząc i wołając pomocy…ale nikt ich nie słyszał. Starali się przebrnąć przez stosy zimnych ciał oraz krwi wrzeszcząc gdy napotkali na kogoś bliskiego. Wiatr zaczynał wiać coraz szybciej. Anioł o czarnych skrzydłach zmrużył oczy a po chwili odskoczył ciągnąc za sobą tego drugiego.
-Nie udało nam się…Już jest za późno.- Ten spojrzał na niego przerażony i mruknął.
-Ile mamy czasu ?
-Wogóle…- Nagle za niebie zaczęły pojawiać się małe kształty ale im bliżej były ziemi tym rosły w wielkość. Po chwili na ziemię zaczęły opadać piękne anioły. Na czele całej armii stali Michaela oraz Sachel. Archanielica była ubrana w długą brązową suknie podkreślająca jej smukłe nogi i duży dekolt. Westchnęła patrząc na parkan jakby jej ten widok zupełnie nie poruszył. Sachel natomiast miał na sobie całkiem zwykłe ciuchy jedyne co go wyróżniało to miecz który trzymał w ręce. Po chwili na drugiej stronie dziedzińca pojawiło się ogromne wojsko pod dowództwem Rafaela oraz Urama. Archaniołowie mieli w rękach dwa ogromne miecze. Jednak nie tylko one były ich bronią. Każdy Archanioł w odpowiednim wieku mógł pobrać wystarczającą moc aby zamienić ją w kule światła.
-Rafaelu.- Mruknął Sachel patrząc na Archanioła.- Uramie…-Spojrzał na tego drugiego.
-Hyllie ożyła !- Krzyknął ktoś z tyłu.
-To prawda ?- Zapytała Michaela. Rafael potwierdził słowa anioła.
-Kłamiesz…Nie mogła ożyć. Jak zwykle chcesz aby wszystko było twoje !- Krzyknął Sachel. Nagle ułożył ręce w koło. Prawa dłoń znajdowała się nad lewą. Skupił się a między jego dłońmi zaczęła powstawać kula światła.
-Na nich !- Krzyknął Uram a cała armia składająca się z aniołów rzuciła się w stronę wojska Michaeli i Sachela.

Wokoło było słychać krzyki umierających…dźwięk wyjmowania mieczy z martwych ciał oraz okrzyki wojenne…

Kula Sachela uderzyła prosto w twarz Urama. Archanioł opadł na ziemię i zaryczał z bólu… Jego twarz była doszczętnie spalona. Po chwili podeszła do niego Michaela i przebiła mieczem jego serce. Nagle zagrzmiał pierwszy z dziesięciu grzmotów…A na Miasto Aniołów spadł pierwszy deszcz od wielu tysięcy lat…Nagle między dłońmi Rafaela powstało niebieskie światło. Wrzeszcząc rzucił nim w dużą grupę walczących aniołów. Miejscu gdzie trafiła kula powstała ogromna dziura. W około niej leżało sporo spalonych ciał.
-To nie ma sensu…Oni zniszczą wszystko i wszystkich !- Krzyknął Christopher.
-Nie chowajmy się tu jak tchórze.- Spojrzeli po sobie poczym wbiegli na pole krwawej bitwy.- Uważaj !- Krzyknął Ashin. W tym momencie czarny anioł odwrócił się do tyłu i ujrzał biegnącego na niego anioła. Jednym zwinnym ruchem odciął mu głowę. Ta potoczyła się po zalanej krwią ziemi i uderzyła w martwe ciało dziecka. Niedaleko nich biegła anielica o zielonawych skrzydłach z małym aniołkiem na rękach. Po chwili upadła na trawę a dziecko wypadło jej z rąk. Jeden z wojowników przeciął ją wzdłuż tułowia. Ktoś przebiegł po ciele kobiety oraz dziecku, miażdżąc jego kruche kości. Maluch zaczął głośno płakać. Mimo to nikt się nim nie przejmował. Nagle rozległ się kolejny grzmot. Kolejny Archanioł leżał skąpany we krwi. Jego długa brązowa suknia pęczniała czerwonym płynem a spalone części ciała okropnie cuchnęły.

Z cienia za drzewami zaczęła się wyłaniać rudowłosa postać. Z uśmiechem na ustach szła powoli wdychając powietrze przesiąknięte zapachem krwi, spalenizny oraz deszczu. Mokre włosy lepiły się jej do czoła.
-Aaaaa !!!-Jęknęła. Spojrzała na swój brzuch. Z jej ciała wystawał ogromny miecz.
-Wracaj do piekła gdzie twoje miejsce !- Krzyknął tropiciel o czarnych jak noc skrzydłach. W oczach anielicy zaczęły zbierać się łzy.
-Mam za dużo mocy…sam nie dasz rady.- Szeptała. Po chwili obok niego pojawił się Ashwin i wbił swój miecz w jej serce.- Mogę zabić Archanioła.
-Chyba ,ze on cię wyprzedzi…- Powiedział Rafael i niebieska kula światła trafiła w jej głowę. Ciało anielicy zsunęło się na ziemię.- Trzeba to powstrzymać ! Zabijamy samych siebie !- Krzyknął Archanioł.- Myślałem tylko o władzy…Jeżeli nic nie zrobimy anioły już nie będą stąpać po ziemi !- W chwili gdy wypowiedział te słowa kula zielonego światła uderzyła w jego plecy.
-Nic już nigdy nie będzie takie jakie być powinno !!!- Krzyknął Sachel. Niedaleko niego opadło sześć Archaniołów.

Powietrze wypełnił czwarty grzmot…


                                                             ***

            Na ziemi szalała okropna burza. Gdy usłyszano czwarty potężny grzmot ogłoszoną ją największą i najgroźniejszą burzą na świecie. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego co działo się kilkanaście kilometrów wyżej nad ich głowami daleko za chmurami.
-Dasz radę Emylly !- Krzyknęła Iliam. Klęczała nad rozszerzonymi nogami śmiertelniczki próbując odebrać poród.
-Aaaaaa!- Wrzeszczała czarnowłosa dziewczyna. Parła z całych sił.
-Jest główka ! Śliczna mała główka ! - Pot ciekł z bladego czoła Emylly. Leżała na dużym łóżku w sypialni z którego się nie ruszała przez ostatnie kilka dni. Schudła…Skóra wydawała się wisieć na jej kościach. Jej zielone oczy zapadły się…
-Mocniej !- Krzyczała anielica. Ciszę wypełniał nierówny oddech dziewczyny. Nagle jakby dostała zastrzyk energii…zebrała w sobie całą siłę i poczuła ,że dziecko wychodzi.
-Udało się…-Szepnęła Iliam. Owinęła dziecko prześcieradłem i podała je wykończonej matce.
-Maluszku…- Wymruczała resztkami sił przytulając mocno małą anielicę.- Ma moje oczy…- Szepnęła płacząc.
-Spójrz na jej piękne skrzydła…- Emylly odkryła delikatnie prześcieradło z pleców aniołka.
-Są czarne…- Mała zamlaskała. Na twarzy matki zawitał ogromny uśmiech.

Dwie godziny później :

            Iliam usłyszała głośne pukanie do drzwi. Podeszła do nich powoli i szybko je otworzyła. Rzuciła się szczęśliwa na jednego z przybyszów.
-Ash !- Krzyknęła i go mocno pocałowała w usta. Ten ją mocno przytulił i zaczął mówić jak wygląda sytuacja.
-Gdzie Emylly ?- Zapytał Christopher. Anielica wskazała mu pokój na piętrze.
-Czeka na ciebie…Ona i…maluszek.- Tropiciel rzucił się w bieg na góre. Gdy dotarł do jedynych drzwi szybko je otworzył. Na ogromnym łóżku leżała jego ukochana z pięknym aniołkiem w rękach.
-Emylly…-Szepnął. Na dźwięk jego głosu dziewczyna uśmiechnęła się radośnie i zaczęła płakać ze szczęścia.- To…- Wskazał na śmiejące się dziecko a ta przytaknęła.
-Twoja córeczka…Kocham cię.- Powiedziała wyciągając ku niemu wolną rękę. Podbiegł do niej i delikatnie wziął ja na kolana. Dopiero teraz zauważył jak bardzo schudła.
-Ja ciebie też…was…też.-Powiedział całując ją w usta.
-Jak damy jej na imię ?- Zapytała mocno tuląc Chrisa.
-Luce…Luce ma twoje oczy…-Szeroko się uśmiechnęła i jeszcze raz pocałowała swojego ukochanego.
-A twoje włosy i skrzydła…-Oczy Emylly zaczęły się zamykać.
-Co się dzieję ?- Zapytał anioł patrząc na jej twarz.
-Ja…jestem okropnie zmęczona…- Christopher odruchowo przyłożył palec do szyi dziewczyny starając się wyczuć puls. Był ale cichy i niewyraźny.
-Emylly…Ty…musisz żyć. Dla Luce , dla mnie ,dla…nas.
-Przeznaczenia nie zmienisz…Kocham was Chris…- Szeptała zamykając oczy.
-Emylly !- Krzyknął. Po ego policzkach zaczęły sączyć się łzy bólu.
-Ććśśśś…-Szepnęła ostatni raz mnie całując. Jej powieki powoli opadły…serce przestało wydawać znany rytm… klatka piersiowa przestała się podnosić…Skóra robiła się zimna w dotyku…
Tropiciel opadł na kolana koło łóżka. Przytulił do siebie małe ciałko Luce i zaczął płakać…    


____
Oto ostatni rozdział :) Kończę bloga szczęśliwą szesnastką...Nie wiem czy wam się podoba ta notka...Pisałam ją dość szybko. Nie jestem pewna czy opisałam sprawnie całą wojnę oraz śmierć Emylly...Powiem wam szczerze ,że bałam się przeczytać ten rozdział w całości. jestem pewna ,że pojawiło się pełno powtórzeń ale nie to się liczy...w sumie to mnie to nie obchodzi. Bałam się tego momentu , tego ,ze zawiodę was i siebie...przepraszam jeżeli to zrobiłam.
Więc tak :D Został mi już tylko epilog i pożegnanie tego opowiadanie na dobre...To nie jest czas na łzy :D Więc uśmiechnij się do monitora :) Zostało na jeszcze trochę czasu...na pożegnanie :) Mam nadzieję ,że pokochaliście tego bloga tak jak ja :) Do napisania :) Ostatniego napisania :*

środa, 10 sierpnia 2011

15. -Ona ożyła !- Krzyknął.- Zabija wszystkich !

            Nagle wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Przyczyną wszystkich trosk był nie kto inny jak zaufany przyjaciel Rafaela. Z niedowierzaniem patrzyłem w czerwone oczy Gabriela a ten mruknął :
- Przykro mi przyjaciele ale muszę was zabić.- Uśmiechnął się sarkastycznie i rzucił się na nas. Kierowany odruchem szybko odskoczyłem tym samym odpychając Ashwina. Gabriel spojrzał na mnie wściekły i błysnął zębami w ciemności. Wyrwał deskę z stojącego niedaleko krzesła i syknął :
-I tak nic nie uda ci się już zmienić… Nie masz po co walczyć a szczególnie dla kogo.- W kącie dostrzegłem ruch. Ashwin próbował zmaterializować swój miecz. Od zawsze go nosił na plecach był jednak niewidzialny aby jego ofiara niczego nie mogła się spodziewać. Przez ostatni czas bardzo mało tropił i potrzebował na to więcej czasu. Musiałem czymś zająć Gabriela.
-Na pewno mam dla kogo walczyć. To ciebie Emylly odrzuciła.
-Jesteś bardzo naiwny Christopherze…Nigdy nie kochałem twojej śmiertelniczki…Ty też nie będziesz miał na to czasu…Ona umrze a z nią wasze dziecko.- Powiedział okrutnie, patrząc mi prosto w oczy.
Nie daj mu się sprowokować…
Z przerażeniem uświadomiłem sobie do kogo należał ten delikatny kobiecy głos. Ostatni raz słyszałem go tego pamiętnego dnia.
Mama ?
Zapytałem. Poczułem ogromne ciepło jakby obejmowała mnie ramionami na przywitanie.
Odrzuć dumę na bok, zrób to dla Emylly i waszego dziecka , zrób coś czego nie potrafił twój ojciec.
Jej słowa dotarły do mnie po dłuższej chwili. Ocknąłem się i mruknąłem.
-Chciałbyś…-W tym momencie nad moją głową przeleciała duga deska po to aby po chwili trafić w mój brzuch. Normalnie bym do tego nie dopuścił ale nie mogłem się skoncentrować. Rzuciłem się na Gabriela starając się wyrwać mu deskę z rąk. Był zdecydowanie silniejszy ode mnie. Miał w sobie wystarczająco mocy aby zabić nawet Archanioła. Szybkim ruchem obrócił deskę w naszych dłoniach. Gdy już ją pochwycił zamachnął się z całej siły i uderzył mnie w tył głowy. Straciłem równowagę a ten wykorzystując to zadał mi mocny cios w zgięcie kolan. Upadłem na podłogę w plamie krwi.

                                                               ***

Jeden dzień wcześniej :

            Stanąłem przed pierwszą klatką. Spojrzałem na zmutowanego człowieka i się skrzywiłem.
-Anioł…- Szepnął. Nie miał on twarzy. W miejscu gdzie powinien być nos znajdowały się dwa niewielkie otwory. Patrzył na mnie jednym zdrowym okiem ,ponieważ drugiego nie miał. Jego nogi były powykrzywiane. Nie miał też włosów. W oddali ktoś jęczał. Przysunąłem się pełen odrazy i zacząłem się skupiać. Nagle z jego ciała wyleciała stróżka czerwonego światła delikatnie uderzając w mój tors. Odetchnąłem czując się silniejszy. Człowiek upadł z głuchym trzaskiem na podłogę.
-Oj wyssałem za dużo cierpienia…- Zaśmiałem się cicho.- Naprawdę nie chciałem wyssać z ciebie życia…- Pokręciłem przecząco głową i podszedłem do kolejnej klatki.
            Naładowany mocą oraz życiem innych ostatni raz ruszyłem do mojego pokoju.

Teraz (Pisane w trzeciej osobie) :

            Szedł przed siebie nie zwracając uwagi na inne anioły. Kierował się do niej…Ona musiała ożyć. Musiała być z nim, po to aby zniszczyć całe Miasto Aniołów a wtedy już na zawsze będą razem.
-Gabrielu ?!- Krzyknął ktoś za nim. Odwrócił się szybko i skręcił mu kark. Nikt nie będzie mu przeszkadzał. Szybkim ruchem spojrzał na twarz martwej osoby. Była to Alexiz jego kochanka. Zostawił jej ciało na środku parkanu idąc dalej. Dotarł do posągu pięknej rudowłosej anielicy.
-Za chwilę będziemy już na zawsze razem Hyllie*…- Stanął przed nią i skupił się jak najmocniej mógł. Tak jak poprzednio z ciała anioła wypłynęło czerwone światło i uderzyło w martwą pierś anielicy. Gabriel upadł na ziemię. Wiatr poruszył rudymi włosami Hyllie.
-Udało nam się ,ukochany…-Powiedziała stając przed nim. Ten patrząc na nią jak zaczarowany mruknął.
-Minęło już tyle lat…- Podniosła delikatnie jego twarz ku swojej i go pocałowała. W miejscu w którym złączyły się ich usta pojawiło się światło. Gabriel z przerażeniem w oczach patrzył na poczynania swej ukochanej. Nagle jego oczy zaczęły się zamykać. Oderwała się od niego a jego ciało upadło.
-Twoje zadanie wykonane…Nie jesteś mi już potrzebny.- Szepnęła. Kopnęła jego martwe ciało. Zebrane do o koła anioły patrzyły z przerażeniem na rudowłosą anielice.
-Tyle lat byłam zamieniona w kamień !- Krzyknęła.- A wy tylko patrzeliście i przechodziliście obok ! Zostałam skazana na wieki tylko dlatego ,że się zakochałam ! Teraz wszyscy zapłacicie za to życiem ! Wszyscy !!!- Krzyczała. Wszyscy zaczęli uciekać.
-Możecie uciekać ale ja i tak was złapię !- Ryknęła. Z niebywałą prędkością ruszyła ku jednemu z nich. Oderwała mu szybkim ruchem nogi i skrzydła. Krew tryskała na wszystkie strony a gardłowy głos umierającego rozniósł się po całym parkanie. Zostawiła go i ruszyła dalej.
            Jeden z poddanych wleciał przez okno do Rafaela.
-Ona ożyła !- Krzyknął.- Zabija wszystkich ! Hyllie ona… !- Archaniołowi nie trzeba było dłużej powtarzać.
- Zbieraj armie ! Natychmiast ! Niech Syriusz zabije w dzwony ja się porozumiem z Uramem !- Anioł przytaknął i wyleciał z budynku.   

                                                               ***
Pisane w trzeciej osobie :

            Próbowałem wstać.
-Ashwin ?- Zapytałem cicho. Było strasznie ciemno. Poczułem zapach krwi. Nagle zauważyłem tropiciela w kącie niedaleko mnie. Podbiegłem do niego.
-Żyjesz !?- Przytaknął. Powoli się podniósł.
-Trzeba go znaleźć i zabić…-Mruknął. Podał mi jeden z mieczy. Wybiegliśmy z budynku. Gdy popchnęliśmy drzwi stanęliśmy jak wryci. Jedynym słyszalnym dźwiękiem był krzyk rozpaczy i cierpienia. Wszędzie było pełno krwi i ciał. Podeszliśmy do jednego z nich. Anielica z urwaną nogą i skrzydłami krzyczała w niebogłosy.
-Kto ci to zrobił ?!- Krzyknął Ash.
-Hyllie…ona ożyła i zabija wszystkich na swojej drodze…- Wyjęczała. Nagle rozległ się dźwięk dzwonów…wzywających na bitwę.



____

Hyllie*- To dla ciebie kochana ;* Niespodzianka ! Wybacz nie chciałam z ciebie zrobić czarnego charakteru i mordercy :P Kocham cię ;)

Kurczę…w mojej głowię to wyglądało to nieco inaczej… Tam krew się lała a ludzie leżeli i krzyczeli z bólu jak nigdy…Hyllie zabijała wszystkich z żądzą mordu godnego najokrutniejszej osoby na całym świecie…A tu dupa. Nie oddałam tego w całości…No ale nic.
Nie mogę uwierzyć ,że to już 15 rozdział J Myślę ,że nie będzie ich więcej niż 20…Nie dam rady dalej wymyślać nowych akcji :P
Rozumiem ,że możecie nie kumać pewnych rzeczy… Więc szybkie wytłumaczenie :
-Gabriel planował tą rozpierduchę z Hyllie (Anielicą zamienioną w posąg za karę. Pojawia się w jednym z rozdziałów. Chris opowiadał o niej Em). Porozumiewał się z nią za pomocą myśli. Jak pamiętacie on zawsze wchodził do pokoju i mówił w ciemność…to było tylko po to aby was zmylić. Posąg Hyllie stał dokładnie przed jego oknem na głównym parkanie J Kwestia porozumiewania się wytłumaczona J Co dalej… Oni kiedyś romansowali ale Hyllie go wykorzystała do tego aby ją ożywić bo Gabriel jako jedyny umiał wyssać z kogoś cierpienie zamieniając ją w moc. Dlatego poszedł do tych zmutowanych ludzi aby się nią pożywić…Jak na razie to tyle J Jeżli czegoś nie rozumiecie piszcie w komentarzach ;)
           
           

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

I jeszcze raz...

Słuchajcie. Jeszcze raz zapytam. Wolicie Happy End czy Dramat ?
Proszę was o odpowiedzi w komentarzach pod tym postem. Gdy ostatni raz zapytałam odpowiedzieliście ,że dramat a w następnych rozdziałach nie chcieliście ,żebym zabiła jakiegoś bohatera. Jestem trochę zagubiona :P
Więc ostatni raz pytam: Dramat czy Happy End ? :)
Większość głosów wygrywa :P

niedziela, 7 sierpnia 2011

14. Odkryłeś moją tajemnice Christopherze…

            Leżałam wtulona w jego tors. Głaszcząc delikatnie palcem jego ramie.
-Kocham cię…- Szepnął. Moje serce zaczęło walić jak oszalałe. On…kocha mnie ?
-Ccc…o ?-Zapytałam spoglądając w jego ciemne oczy.
-Kocham cię.- Powiedział głośniej.- Jak nikogo…jesteś dla mnie najważniejsza.- Z niedowierzaniem patrzyłam na jego usta.
-Ja ciebie też…- Wyszeptałam i go pocałowałam.
-Emylly…Co do tego dziecka…- Mruknął patrząc na mój brzuch.
-Nie zaczynaj znowu…-Szepnęłam i go od siebie odsunęłam. To był nasz ostatni wspólny dzień jutro z samego rana miałam być już na ziemi, a on zostać tutaj i starać się złagodzić zapędy Archaniołów.
-Ono cię zabija !!! Nie chce cię stracić !- Krzyknął. W jego oczach widziałam łzy…złości , bezsilności i strachu.
-Ale ja je pokochałam…- Powiedziałam. Po raz pierwszy widziałam Chrisa w takim stanie…- Ja…ja nie umiem tego zrobić…- Zdenerwowany z całej siły uderzył ręką w ścianę. Skruszona farba opadła delikatnie na podłogę. Na ścianie było widać pęknięcia.
-Przepraszam…- Szeptałam płacząc. Skuliłam się przestraszona na łóżku. Podszedł do mnie powoli i mnie przytulił.
-Boję się o ciebie…- Z jego ręki kapała szkarłatna krew. Delikatnie ją ujęłam i obejrzałam rany. Poszłam po apteczkę do łazienki i wróciłam na łóżko. Wyjęłam bandaż i zaczęłam opatrywać ranę ciągle płacząc. Nagle wyrwał swoją rękę z mojej i objął nimi twarz. Zmusił mnie do spojrzenia sobie w oczy.
-Ono cię zabiję…- Jego oczy były ciemne jak nigdy. Wyrwałam mu się i rzuciłam w ramiona.
-Nie potrafię…- Płakałam tak jeszcze przez długi czas a on głaskał mnie po włosach.

                                                            ***

            Leżeliśmy tak długi czas mówiąc sobie ,że się kochamy i nigdy nie przestaniemy kochać. Gdy już Em zasnęła wstałem i ją spakowałem. Jedna spora walizka z ciuchami i druga mniejsza z kosmetykami znajdowały się koło drzwi naszego pokoju. Usiadłem koło niej na skrawku łóżka i długo na nią patrzyłem nie wierząc ,że tyle jeszcze do przetrwania przed nami.
            Obudził mnie Ashwin mówiąc telepatycznie ,że już czas.
-Emylly…-Delikatnie nią potrzasnąłem. Otworzyła powoli oczy a ja widziałem w nich ból…ogromny ból.-Musisz już iść.- Powoli przytaknęła głową. Była czwarta rano. Wstaliśmy. Em ubrała buty i bluzę po czym podeszła do mnie i skinęła głową. Wyszliśmy z wieży. Wziąłem ją na ręce a walizki w dłonie i wzbiłem się ku górze. Moje skrzydła pracowały jak najszybciej. Nie mogliśmy się spóźnić. W ciągu lotu przytuliła mnie mocno i płakała…
-Nie płacz…wszystko będzie dobrze. Wrócimy z Ashwinem po was a potem już wszystko się ułoży.- Przetarła oczy i powiedziała ,że mnie kocha.
-Ja ciebie też. Pamiętaj…anioły mogą się zakochać tylko raz tak naprawdę.- W oddali majaczyły mi dwie ciemne sylwetki. Wylądowałem niedaleko nich po czym do nich podeszliśmy. Wymieniłem spojrzenia z Ashem odwróciłem się do Emylly.
-Wrócę po ciebie i nasze dziecko…Obiecuje.- Powiedziałem całując ją mocno w usta. Przytuliła mnie z całej siły i szepnęła.
-Będziemy na ciebie czekać.- Po jej policzku spłynęła łza. Otarłem ją i po raz ostatni pocałowałem. Po chwili podeszła do nas Iliam i złapała Em za rękę.
-Będę się nią opiekować.- Przytaknąłem dziękując jej. Na zewnątrz wyglądałem na całkowicie spokojnego…ale to w środku targały mną najgorsze połączenia uczuć. Iliam zwinęła skrzydła najciaśniej jak umiała po czym ubrała na siebie grubą szeroką bluzę. Wyglądała całkiem jak człowiek.
-Do zobaczenia…-Powiedziała i wzięła za rękę Em. Poszły razem w ciemność. Spojrzałem tylko na Ashwina.
-Za trzy godziny do Rafaela.- Przytaknąłem i wróciłem do wieży.
            Teraz dziewczyny powinny już być na ziemi…Zerknąłem na zegarek. Wskazywał 06:45 podniosłem się z łóżka i skierowałem ku wyjścia. Po chwili pojawił się obok mnie Ashwin. Weszliśmy razem do środka. Gdy byliśmy już przy drzwiach gabinetu Archanioła westchnęliśmy równo po czym weszliśmy bez pukania.
-Christopherze ? Ashwinie ? Co wy tu robicie ?

                                                           ***

            Weszłyśmy do niewielkiego domku okrytego ze wszystkich stron lasem. W środku było miło i przytulnie. Usiadłam na kanapie w salonie a Iliam zapytała :
-Jesteś głodna ?- Przytaknęłam a ta poszła do kuchni. Po chwili do niej dołączyłam.
-Umiesz gotować ?- Przytaknęła.- Gdzie obecnie są Chris i Ashwin ?
-Prawdopodobnie wybierają się do Rafaela…Spokojnie…uda im się przemówić do rozsądku Rafaelowi i wrócą szybciej niż będziemy się tego spodziewać.- Uśmiechnęła się do mnie promiennie. Odwzajemniłam blady uśmiech.-Idź się połóż nie możesz się przemęczać.- Przytaknęłam i wróciłam na kanapę. Tak bardzo chciałam usłyszeć głos ukochanego.
Chris ?
Nie możemy się w ten sposób porozumiewać bo was znajdą…Kocham cię.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć ale nie mogłam. Rozpłakałam się…Czemu to wszystko jest takie trudne ?! Nagle wrzasnęłam.
-Jesteśmy bezpieczni…- Mruknęłam głaszcząc brzuch i uśmiechając się przez łzy.- Spokojnie…- Dodałam a po chwili zacisnęłam zęby.

                                                          ***

            Spojrzałem wściekły na Rafaela :
-Zginie pełno niewinnych aniołów !- Krzyknąłem.- Pogrążycie nas wszystkich w chaosie a jedynego zostanie z Miasta Aniołów to gruz !
-Nikt nie będzie podważał moich słów.- Syknął gniewnie.- A szczególnie ty Christopherze…Twoja matka prosiła bym cię chronił. Robiłem to. Chcę dotrzymać danej jej obietnicy więc wynoście się stąd.- Oczy Archanioła pociemniały ze złości. Już gdzieś takie widział…Szał krwi…Nie to niemożliwe…Patrzyłem mu prosto w oczy próbując odszukać w nich szczyptę dobra. Ashwin pociągnął mnie za rękę do wyjścia.
-I co teraz ?- Zapytał. Uspokoiłem się i odpowiedziałem.
-Nie wiem… Chodźmy do Gabriela, może wpadniemy na jakiś plan.- Przytaknął i poszliśmy.
            Zastaliśmy go w jego pokoju. Siedział zgarbiony pod ścianą i mówił sam do siebie. Poczułem ogromną moc bijącą od niego.
-Gabrielu ?- Zapytał Ash. Odwrócił w naszą stronę głowę. Jego oczy były czerwone a usta wygięły się w chytrym uśmiechu.
-Któż to składa mi wizytę…Najwspanialszy Christopher i niepokonany Ashwin.- Spojrzałem na niego przerażony…W tym momencie było już wszystko jasne…To on zaprowadził chaos w całym mieście…To on zabił tamto dziecko…to on skłócił ze sobą wszystkie Archanioły.
-Świetnie…Odkryłeś moją tajemnice Christopherze…Jednak nie działałem zupełnie sam.- Powiedział a jego oczy zabłysnęły niebezpiecznym światłem. Szybkim ruchem ręki odsłonił zasłonę przykrywającą okno. Naszym oczom ukazała się rudowłosa anielica…obok której przechodziłem miliony razy.
-Przykro mi przyjaciele ale muszę was zabić…- Szepnął i udawanym współczuciem i rzucił się na nas.  


____
Dziwny... Ale to nic. Już nie marudzę :P Jest lepiej niż było :)
Rozdział trochę dłuższy i myślę ,ze lepszy gramatycznie chodź jest przegadany. :)
A oto początek wielkiej...rozpierduchy ! :D
Haha ! :P   

czwartek, 4 sierpnia 2011

13. "Rozpocznie się gra, O nowy etap, o szlak nowej drogi ,Nie zazna widoku dnia ,Ten komu teraz podwiną się nogi..."


            Siedziałem zgarbiony przy ścianie. Emylly zasnęła jakąś godzinę temu. Nie miałem bladego pojęcia co zrobić. Od kilku dni leżała uśmiechnięta na łóżku głaszcząc z czułością swój wypukły brzuch. Namawiałem ją aby usunęła ciąże ona zawsze odpowiadała tak samo.
-Chcesz zabić naszego maluszka ? Chcesz pozbawić życia swoje dziecko które noszę ?
W tych momentach po prostu opuszczałem głowę a ona z czułością głaskała mnie po włosach szeptają ,że będzie dobrze. Ja w milczeniu patrzyłem jak ten mały potwór zabija ją…jak wysysa z niej życie. Nic nie mogłem zrobić. Byłem po raz pierwszy zupełnie bezsilny…Po raz pierwszy życie stawiało mnie w takiej sytuacji. Mój ojciec (przed szałem krwi) zawsze powtarzał ,że najgorszą rzeczą na świecie jest się naprawdę zakochać.
Wtedy jesteś zupełnie bezsilny…Uczucie które w tobie drzemie nigdy nie da ci spokoju…Zawsze cię nęka przypominając o tej osobie którą kochasz…Jesteś zupełnie od niej uzależniony…Nie zakochuj się Christopherze…nigdy.
Wyszedłem z Sali po raz pierwszy od długiego czasu. Wydawać by się mogło ,że tkwiłem tam całą wieczność.
-I co ja mam teraz zrobić ?- Mruknąłem sam do siebie wychodząc z budynku.

                                                            ***

Pisane w trzeciej osobie :
            Zapadł zmierzch. Ciężkie ołowiane chmury zakryły ciemne niebo zwiastując burze. Wokół panowała cisza co jakiś czas zakłócana kroplami wody które kapały z rynny. Nagle z ciemności wynurzyła się postać anioła. Szedł wolnym, zdecydowanym krokiem ku ciemnemu zaułkowi. Podszedł do ceglanej ściany i wcisnął odpowiednią cegłę. W jej miejscu pojawiła się mała płytka na której wstukał kod. Ściana się rozsunęła. Pojawiły się przed nim ogromne  metalowe drzwi. Ponownie wstukał na klawiaturze kod zabezpieczający. Słychać było głośny trzask gdy między drzwiami pojawiła się mała szparka. Anioł pociągnął mocno za drzwi. Gdy uderzyły o mur ,w jego stronę buchnął ogromny smród. Skrzywił się. Był to zapach zgnilizny i rozkładu. Wszedł powoli do długiego pomieszczenia. Ze środka dochodziły krzyki i jęki.
- Kiedy osiądzie już gniew
Jak szron na zieleni
Kiedy rozrośnie się krzew
Bezkresnej nadziei
Rozpocznie się gra
O nowy etap, o szlak nowej drogi
Nie zazna widoku dnia
Ten komu teraz podwiną się nogi.- Mruczał pod nosem wchodząc głębiej.

                                                      ***

Pisane w pierwszej osobie :
            Usiadłem załamany przy fontannie.
-Ona albo on…-Załamany opuściłem głowę. W tej też pozycji zastała mnie Iliam*.
-Christopher ?- Zapytała podchodząc ku mnie. Podniosłem głowę i ujrzałem jej zdziwioną minę.- Co się stało ?
Zacząłem opowiadać jej całą historie…Ona mnie słuchała co jakiś czas potakując głową. Gdy skończyłem mruknęła.
-Chciałabym powiedzieć ,że cię doskonale rozumiem i wiem jak to jest ale nigdy nie zakochałam się w człowieku…Jednak rozumiem co to znaczy kochać. Musi być ci naprawdę trudno i teraz jeszcze ta wojna…
-Co ?! Jaka wojna ?!- Krzyknąłem patrząc na nią.
-Nie mów ,że nie słyszałeś…Rafael połączył siły z Uramem aby powstrzymać Michaelę i Sachela…Jeszcze nie wypowiedzieli sobie wojny ale niedługo to zrobią.- Nie mogłem w to uwierzyć.
-Muszę natychmiast porozmawiać z Ashwinem…Gdzie obecnie przebywa ?- Zapytałem szybko wstając.
-Jest w Wierzy.- Już miałem lecieć gdy nagle sobie przypomniałem o Emylly.- Spokojnie pójdę do niej.- Przytaknąłem i wzleciałem.
            Szliśmy powoli do salonu.
-Naprawdę nic nie słyszałeś ?-Zdziwił się Ash.
-Ciągle byłem z Emylly…
-Rozumiem. Nie powiem więcej niż Iliam…Niewiele wiemy… Jedyne czego jesteśmy pewni to tego ,ze to będzie krwawa bitwa i zginie w niej mnóstwo niewinnych ludzi.
-Zabiją Emylly…Gdzie w tym czasie będzie Iliam ?- Zapytałem.
-Znaleźliśmy już dla niej kryjówkę. Na ziemi. A może ukryłyby się razem ?- Zastanowiłem się nad jego słowami. Co jak co ale Iliam potrafiła by się nią odpowiednio zająć i może nakłoniłaby ją do usunięcia tego potwora.
-Dobrze. Kiedy wylatują ?
-Za dwa dni.- Przytaknąłem po czym Ashwin zaczął przedstawiać mi cały plan.

                                                         ***

            Jęknęłam z bólu.
-Co się dzieje mały ?- Zapytałam głaszcząc mój brzuch.- Już dobrze…- Szepnęłam.
-Właśnie dostałam wiadomość od Ashwina.- Powiedziała Iliam. Zrobiłam pytającą minę a ona kontynuowała.- Christopher pewnie nie mówił ci ,że w mieście aniołów dzieją się coraz gorszę rzeczy…- Opowiedziała mi powoli całą historie tłumacząc fakty których nie znałam.- Właśnie dlatego pojutrze stąd uciekniemy.- Nie mogłam w to uwierzyć.
-A co z Chrisem ? Będzie walczył ?- Przytaknęła. Zalałam się łzami. To nie mogła być prawda…Nie…Ja i on…my… Wybuchłam głośnym płaczem.
-Wszystko będzie dobrze…- Szeptała Iliam nad moim uchem głaszcząc mnie po włosach.  


____
*Iliam- To znajoma Chrisa. Pojawia się w 3 rozdziale :)
**Ashwin- To chłopak Iliam.

Przepraszam was... Ten rozdział jest okropny. Jakoś nic nie mogłam napisać...Minął już prawie miesiąc od ostatniego rozdziału , musiałam dodać. Nie chcę was zawieść... Piszę mi się tu coraz trudniej  ale nie zostawię tego opowiadania w tym stanie. Skończę go. Jeszcze raz przepraszam...