niedziela, 7 sierpnia 2011

14. Odkryłeś moją tajemnice Christopherze…

            Leżałam wtulona w jego tors. Głaszcząc delikatnie palcem jego ramie.
-Kocham cię…- Szepnął. Moje serce zaczęło walić jak oszalałe. On…kocha mnie ?
-Ccc…o ?-Zapytałam spoglądając w jego ciemne oczy.
-Kocham cię.- Powiedział głośniej.- Jak nikogo…jesteś dla mnie najważniejsza.- Z niedowierzaniem patrzyłam na jego usta.
-Ja ciebie też…- Wyszeptałam i go pocałowałam.
-Emylly…Co do tego dziecka…- Mruknął patrząc na mój brzuch.
-Nie zaczynaj znowu…-Szepnęłam i go od siebie odsunęłam. To był nasz ostatni wspólny dzień jutro z samego rana miałam być już na ziemi, a on zostać tutaj i starać się złagodzić zapędy Archaniołów.
-Ono cię zabija !!! Nie chce cię stracić !- Krzyknął. W jego oczach widziałam łzy…złości , bezsilności i strachu.
-Ale ja je pokochałam…- Powiedziałam. Po raz pierwszy widziałam Chrisa w takim stanie…- Ja…ja nie umiem tego zrobić…- Zdenerwowany z całej siły uderzył ręką w ścianę. Skruszona farba opadła delikatnie na podłogę. Na ścianie było widać pęknięcia.
-Przepraszam…- Szeptałam płacząc. Skuliłam się przestraszona na łóżku. Podszedł do mnie powoli i mnie przytulił.
-Boję się o ciebie…- Z jego ręki kapała szkarłatna krew. Delikatnie ją ujęłam i obejrzałam rany. Poszłam po apteczkę do łazienki i wróciłam na łóżko. Wyjęłam bandaż i zaczęłam opatrywać ranę ciągle płacząc. Nagle wyrwał swoją rękę z mojej i objął nimi twarz. Zmusił mnie do spojrzenia sobie w oczy.
-Ono cię zabiję…- Jego oczy były ciemne jak nigdy. Wyrwałam mu się i rzuciłam w ramiona.
-Nie potrafię…- Płakałam tak jeszcze przez długi czas a on głaskał mnie po włosach.

                                                            ***

            Leżeliśmy tak długi czas mówiąc sobie ,że się kochamy i nigdy nie przestaniemy kochać. Gdy już Em zasnęła wstałem i ją spakowałem. Jedna spora walizka z ciuchami i druga mniejsza z kosmetykami znajdowały się koło drzwi naszego pokoju. Usiadłem koło niej na skrawku łóżka i długo na nią patrzyłem nie wierząc ,że tyle jeszcze do przetrwania przed nami.
            Obudził mnie Ashwin mówiąc telepatycznie ,że już czas.
-Emylly…-Delikatnie nią potrzasnąłem. Otworzyła powoli oczy a ja widziałem w nich ból…ogromny ból.-Musisz już iść.- Powoli przytaknęła głową. Była czwarta rano. Wstaliśmy. Em ubrała buty i bluzę po czym podeszła do mnie i skinęła głową. Wyszliśmy z wieży. Wziąłem ją na ręce a walizki w dłonie i wzbiłem się ku górze. Moje skrzydła pracowały jak najszybciej. Nie mogliśmy się spóźnić. W ciągu lotu przytuliła mnie mocno i płakała…
-Nie płacz…wszystko będzie dobrze. Wrócimy z Ashwinem po was a potem już wszystko się ułoży.- Przetarła oczy i powiedziała ,że mnie kocha.
-Ja ciebie też. Pamiętaj…anioły mogą się zakochać tylko raz tak naprawdę.- W oddali majaczyły mi dwie ciemne sylwetki. Wylądowałem niedaleko nich po czym do nich podeszliśmy. Wymieniłem spojrzenia z Ashem odwróciłem się do Emylly.
-Wrócę po ciebie i nasze dziecko…Obiecuje.- Powiedziałem całując ją mocno w usta. Przytuliła mnie z całej siły i szepnęła.
-Będziemy na ciebie czekać.- Po jej policzku spłynęła łza. Otarłem ją i po raz ostatni pocałowałem. Po chwili podeszła do nas Iliam i złapała Em za rękę.
-Będę się nią opiekować.- Przytaknąłem dziękując jej. Na zewnątrz wyglądałem na całkowicie spokojnego…ale to w środku targały mną najgorsze połączenia uczuć. Iliam zwinęła skrzydła najciaśniej jak umiała po czym ubrała na siebie grubą szeroką bluzę. Wyglądała całkiem jak człowiek.
-Do zobaczenia…-Powiedziała i wzięła za rękę Em. Poszły razem w ciemność. Spojrzałem tylko na Ashwina.
-Za trzy godziny do Rafaela.- Przytaknąłem i wróciłem do wieży.
            Teraz dziewczyny powinny już być na ziemi…Zerknąłem na zegarek. Wskazywał 06:45 podniosłem się z łóżka i skierowałem ku wyjścia. Po chwili pojawił się obok mnie Ashwin. Weszliśmy razem do środka. Gdy byliśmy już przy drzwiach gabinetu Archanioła westchnęliśmy równo po czym weszliśmy bez pukania.
-Christopherze ? Ashwinie ? Co wy tu robicie ?

                                                           ***

            Weszłyśmy do niewielkiego domku okrytego ze wszystkich stron lasem. W środku było miło i przytulnie. Usiadłam na kanapie w salonie a Iliam zapytała :
-Jesteś głodna ?- Przytaknęłam a ta poszła do kuchni. Po chwili do niej dołączyłam.
-Umiesz gotować ?- Przytaknęła.- Gdzie obecnie są Chris i Ashwin ?
-Prawdopodobnie wybierają się do Rafaela…Spokojnie…uda im się przemówić do rozsądku Rafaelowi i wrócą szybciej niż będziemy się tego spodziewać.- Uśmiechnęła się do mnie promiennie. Odwzajemniłam blady uśmiech.-Idź się połóż nie możesz się przemęczać.- Przytaknęłam i wróciłam na kanapę. Tak bardzo chciałam usłyszeć głos ukochanego.
Chris ?
Nie możemy się w ten sposób porozumiewać bo was znajdą…Kocham cię.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć ale nie mogłam. Rozpłakałam się…Czemu to wszystko jest takie trudne ?! Nagle wrzasnęłam.
-Jesteśmy bezpieczni…- Mruknęłam głaszcząc brzuch i uśmiechając się przez łzy.- Spokojnie…- Dodałam a po chwili zacisnęłam zęby.

                                                          ***

            Spojrzałem wściekły na Rafaela :
-Zginie pełno niewinnych aniołów !- Krzyknąłem.- Pogrążycie nas wszystkich w chaosie a jedynego zostanie z Miasta Aniołów to gruz !
-Nikt nie będzie podważał moich słów.- Syknął gniewnie.- A szczególnie ty Christopherze…Twoja matka prosiła bym cię chronił. Robiłem to. Chcę dotrzymać danej jej obietnicy więc wynoście się stąd.- Oczy Archanioła pociemniały ze złości. Już gdzieś takie widział…Szał krwi…Nie to niemożliwe…Patrzyłem mu prosto w oczy próbując odszukać w nich szczyptę dobra. Ashwin pociągnął mnie za rękę do wyjścia.
-I co teraz ?- Zapytał. Uspokoiłem się i odpowiedziałem.
-Nie wiem… Chodźmy do Gabriela, może wpadniemy na jakiś plan.- Przytaknął i poszliśmy.
            Zastaliśmy go w jego pokoju. Siedział zgarbiony pod ścianą i mówił sam do siebie. Poczułem ogromną moc bijącą od niego.
-Gabrielu ?- Zapytał Ash. Odwrócił w naszą stronę głowę. Jego oczy były czerwone a usta wygięły się w chytrym uśmiechu.
-Któż to składa mi wizytę…Najwspanialszy Christopher i niepokonany Ashwin.- Spojrzałem na niego przerażony…W tym momencie było już wszystko jasne…To on zaprowadził chaos w całym mieście…To on zabił tamto dziecko…to on skłócił ze sobą wszystkie Archanioły.
-Świetnie…Odkryłeś moją tajemnice Christopherze…Jednak nie działałem zupełnie sam.- Powiedział a jego oczy zabłysnęły niebezpiecznym światłem. Szybkim ruchem ręki odsłonił zasłonę przykrywającą okno. Naszym oczom ukazała się rudowłosa anielica…obok której przechodziłem miliony razy.
-Przykro mi przyjaciele ale muszę was zabić…- Szepnął i udawanym współczuciem i rzucił się na nas.  


____
Dziwny... Ale to nic. Już nie marudzę :P Jest lepiej niż było :)
Rozdział trochę dłuższy i myślę ,ze lepszy gramatycznie chodź jest przegadany. :)
A oto początek wielkiej...rozpierduchy ! :D
Haha ! :P   

2 komentarze:

  1. Hah... Tak my to lubimy rozwalać akcje.
    Super. nie spodziewałam się tego po Gabrielu.
    Uf... No cóż ktoś musi być tym złym :)
    Jeszcze raz powtarzam S U P E R ! !

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie... idę czytać15-stke ;p

    OdpowiedzUsuń