niedziela, 21 sierpnia 2011

Epilog.


Trzy dni później:

            Z mgły wyłoniły się trzy duże postacie. Anioł czarnych skrzydłach z malutką anielicą na rękach oraz anielska para trzymająca się mocno ręce. Szli odważnie przed siebie po gruzach które zostały po Mieście Aniołów. Wokoło nich były jedynie sterty potłuczonych szkieł ,odłamki kamieni , cegieł. Niestety nie to było najgorszym widokiem. Nikt praktycznie nie zwracał uwagi na zniszczenia do których doprowadziła wojna. Przy ciałach klękały anioły , niewinne anioły które w końcu odnalazły swoją rodzinę. Gdzieś niedaleko nich szła para aniołów rozpaczliwie wzywając imię dziecka. Obok nich stała mała dziewczynka. Patrzyła z odrazą na stertę zakrwawionych ciał. Z jej oczu ciekły słone łzy , usta układały się w dwa wyrazy.
-Mamo ? Tato ?- Szeptała wierząc ,że może przeżyli. Przeszli niedaleko niej. Po chwili jednak Iliam wróciła do dziewczynki mówiąc.
-Idziemy do ostatnich Archaniołów. Chcesz pójść z nami ? Może pomogą odnaleźć twoich bliskich.- Dziewczynka przytaknęła głową i złapała za rękę Anielicę. Christopher zatrzymał się i oglądał to co mu zostało. Stracił praktycznie wszystko co coś dla niego znaczyło. Tego dnia gdy Emylly umarła z wycieńczenia w jego ramionach leżał i tulił do siebie jej zimne ciało licząc ,ze się obudzi i go pocałuje mówiąc „Kocham cię”. Jednak życie to nie bajka. On ciągle miał w ramionach ciało osoby która była dla niego wszystkim. Kolejnego dnia postanowili ją pochować. Chciał ,żeby była blisko rodziców ,których bardzo kochała, pomimo tego ,że ich nie znała. W zupełnej ciszy udali się na cmentarz. Ashwin wykopał ogromny dół…Chris składając jej ciało na zimna ziemię płakał jak nigdy. Gdy doszło do zakopywania zwłok odwrócił się wziął w ramiona Luce (wcześniej trzymaną przez Iliam) i przycisnął ją mocniej do siebie. Trzeciego dnia wrócili, ponieważ pomimo śmierci Emylly wszystko dalej się toczyło. Świat nie uległ ogromnej zmianie. Miasto Aniołów ciągle było zburzone , ludzie uważali ,że to była największa burza w ich życiu, a on ciągle cierpiał nie wiedząc gdzie jest jego miejsce. Pamiętaj o Luce… szeptał cichy głos w głowie dzięki któremu jeszcze jakoś żył. Wrócili. Teraz czas wszystko zacząć od nowa… Od początku. Zacząć odbudowywać miasto, pomóc aniołom którzy przeżyli i wrócić do swoich zajęć.

Powolnym krokiem weszli do świątyni w której zazwyczaj odbywały się Rady Dziesięciu. Teraz była zniszczona. Wszędzie było pełno , kurzu i kamieni mimo to był to jedyny budynek który stał na ziemi. Przy pięknym witrażu stało sześć postaci.
-Przykro nam z powodu śmierci twojej śmiertelniczki Christopherze.- Mruknął Ilium na powitanie. Reszta Archaniołów mu przytaknęła. Anioł głośno przełknął ślinę i wydusił z siebie.
-Dziękuję… To jest Luce o której wam wspominał Ashwin.- Podał mu dziecko i z zatroskaniem patrzył na poczynania najstarszego Archanioła. Dobrze jej się przyjrzał po czym powiedział.
-Będzie piękną anielicą.- Oddał czarnowłosego aniołka w ręce ojca.- Jednak nie z tego powodu dziś się tu zebraliśmy. Nasze Miasto Aniołów które budowaliśmy przez wiele lat a potem je pielęgnowaliśmy zostało zniszczone. W czasie krwawej wojny umarło pełno niewinnych aniołów. Naszym zadaniem jest odbudowa miasta oraz pomoc żyjącym. Jak wiecie przeżyła tylko nasza szóstka. Jednak żeby poczynić takie zmiany potrzebna jest pełna Rada Dziesięciu. Słyszeliśmy ,że chcieliście powstrzymać ten rozlew krwi. Szkoda ,że nie poinformowano nas o tych wydarzeniach szybciej…Nie przedłużając. Wasza czwórka zostaje mianowana na Archaniołów.
-Ale nas jest trójka…Małe dziecko nie może być Archaniołem.- Powiedziała pospiesznie Iliam.
-Zostanie nim w odpowiednim wieku a teraz…- Podniósł ręce i pstryknął cztery razy palcami. Na skrzydłach aniołów powstały srebrzysto złote znaki.- Otwieram Radę Dziesięciu aby podjąć decyzje co dalej począć z tym co zostało.


Pięćset lat później (Pisane w pierwszej osobie) :

            Rozwinęłam moje skrzydła i wzleciałam. Tym razem jednak nie robiłam tego dla odprężenia tak jak zawsze. Musiałam ją odwiedzić. Dziś mijała pięćsetna rocznica jej śmierci. Widziałam oddalające się Miasto Aniołów i uśmiechnęłam się na ten widok. Kochałam patrzeć na to co poczynili moi najbliżsi przez te lata. Miasto było zupełnie odbudowane a liczba mieszkańców wzrosła do normalnego stanu rzeczy. Nikt już nie myślał o tym co tu kiedyś się stało.
Delikatnie postawiłam nogi na ziemi. Zwinęłam skrzydła i szłam powolnym krokiem ku srebrnemu nagrobkowi.
-Tato ?- Zapytałam widząc Archanioła o czarnych skrzydłach i znajomych rysach.
-Luce…-Szepnął i rozłożył ręce. Podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam.
-Kiedy wróciłeś ?- Zapytałam i pocałowałam jego policzek. Wyglądał na trzydzieści lat. Na jego twarzy malował się ciepły uśmiech a w oczach tańczyły ciemne iskierki.
-Dziś. Chciałem najpierw zobaczyć się z tobą jednak przypomniało mi się o rocznicy i…- Przytuliłam go mocniej. Usiedliśmy na ziemi przed grobem i zapytałam.
-Opowiesz mi o niej ?- Przytaknął a na jego ustach pojawił się dobrze znany mi uśmiech.
-Twoja matka…Emylly była piękną śmiertelniczką. Miała takie same oczy jak ty.- Uśmiechnęłam się.- Gdy pierwszy raz ją zobaczyłem miałem rozkaz ją zabić…Ale nieświadomy niczego…-Nie dałam mu skończyć.
-Zakochałeś się w niej od pierwszego wejrzenia.
-Znasz tą historie na pamięć…-Powiedział.
-To co…Lubię jak mi o niej opowiadasz…- Szepnęłam a on uśmiechnął się i kontynuował. Tata nigdy nie zakochał się już po raz drugi…no ale nic dziwnego. Moja mama była kimś wyjątkowym…kimś kogo się nigdy nie zapomina. Usłyszałam szelest liści. Niedaleko nas szedł chłopak z kwiatami w ręku. Jego ciemne włosy opadały mu na czoło. Spojrzał na mnie swoimi niezwykle niebieskimi oczyma i uśmiechnął się delikatnie. Odwzajemniłam uśmiech.
-Luce…-Szepnął tata.- Idź do niego…Nie popełniaj naszych błędów. Idź i z nim porozmawiaj…-Wstałam z zimnej ziemi i ruszyłam ku śmiertelnikowi.


O nieee… Historia tu się nie kończy. Kończy się raczej opisywanie jej z mojej strony. Miasto Aniołów trwa do dziś. Jest nad naszymi głowami a my nie zdając sobie z tego sprawy żyjemy jak gdyby nigdy nic.
Luce…Christopher i wiele innych aniołów oraz archaniołów nadal żyją. Tą dwójkę można spotkać na tym cmentarzu. Siadają tam co pięćset lat i razem wspominają niezwykłą dziewczynę która była dla nich wszystkim. Od niedawna siada z nimi chłopak o niezwykle niebieskich oczach trzymając za rękę Luce…
Mam nadzieję ,ze wy ich też spotkacie i opowiedzą wam tą wspaniałą historię… Bo usłyszeć ją z moich ust a u słyszeć ją z ust osób które to przeżyły to nie to samo…


____
To już koniec :) Myślałam ,że będzie mi strasznie trudno opuścić tego bloga :) Przychodzi mi to znacznie łatwiej niż się tego spodziewałam :P Co nie znaczy ,że nie jest mi przykro...Tak to już jest :) Nic nie jest dane nam wiecznie :) Mam nadzieję ,że zakończenie się wam podoba :*
Zabawny fakt który sobie przypomniałam to taki ,że na to opowiadanie wpadłam pod prysznicem :P I wogóle go nie miałam przenosić do internetu :D Wyszło jak wyszło :P
Ciągle możecie mnie spotkać na moich pozostałych blogach :

 Czas się pożegnać...Jeszcze jedno i najważniejsze ! Dziękuję tym którzy byli przy mnie, wspierali mnie oraz po prostu komentowali bloga :)
Kocham was...Żegnajcie :*