poniedziałek, 30 maja 2011

8. Toksyna.


                                                          >>>>Piosenka<<<<
-A jednak wróciłeś ?- Zapytała ciepłym głosem głaszcząc go po włosach. Był do niej tak podobny…
-Tylko na chwilkę ,zaraz wracam. Pa !- Dał jej całusa i wybiegł z domu. Wtedy jeszcze nie wiedział co zastanie w domu po powrocie.
Zmagał się ze wspomnieniami. Niemiał teraz na nie czasu ,Emylly jest ważniejsza. Jeszcze nie był pewien co do niej czuję ale na pewno nie chciał jej stracić.
Usłyszał cichy krzyk. Wbiegł szybko do głównego pokoju. Krew…dużo krwi.
-Uciekaj !- Głos matki słabł.
-Boi się…Mówiłem ci już.
Tak wtedy był przerażony. Ale to było tak dawno temu. Nie pozwoli na to drugi raz…Nikt nie  odbierze mu znowu kogoś tak ważnego. Wbiegł do gabinetu Rafaela i wtedy nagle zaczął wspominać na jawie :
Rafael przeobraził się w postać jego ojca a Emylly w matkę. W oczach anioła widział szaleństwo. Przed śmiercią matki często widywał go w takim stanie. Jednak tego pamiętnego dnia  wszystko sięgnęło zenitu… Ogarnął go szał krwi. Wcześniej tego jeszcze do końca nie rozumiał. Był małym aniołkiem. Zbliżył się do jego matki :
-Uciekaj !- Nie. Tym razem będzie inaczej. Nie da jej umrzeć. Nie da ! Rzucił się na ogromnego anioła.
-Chris !- Krzyknęła Emylly. Jej głos sprowadził go na ziemię. Nagle zdał sobie sprawę ,że jego ręce znajdują się na szyi Archanioła. Szybko go puścił…Spojrzał na swoje dłonie. Patrzył tak na nie w zupełnym otępieniu. Emylly w szoku stała pod ścianą patrząc na czarnego anioła znajdującego się na środku gabinetu.
-Rafaelu… Ja…- Archanioł spojrzał na niego. Doskonale wiedział o co chodzi tropicielowi.
-Nie, to nie możliwe. Niedawno robiliśmy ci testy. W twojej krwi nie ma toksyny.- To przez nią jego ojciec stał się potworem. Za późno to odkryto. O wiele za późno.
-W takim razie czemu… ?- Zapytał.
-Tego jeszcze nie wiem. Zrobimy dodatkowe badania.- Czarny anioł spojrzał na śmiertelniczkę stojącą przy ścianie. Ta ze łzami w oczach patrzyła prosto na niego.
-Emylly…Czy ty już ?- Wtedy przytaknęła głową.
Jaką podjęłaś decyzję ?
Zapytał ją w myślach z nadzieją. Chciał trochę prywatności.
Zamierzam stać się jedną z was.
Poczuł jednocześnie ulgę i przeszywający strach. To było niemożliwe w jaki sposób działała na niego.
Po chwili pojawił się w drzwiach Gabriel. Pewnie wezwał go Rafael.
-Zabierz Emylly do jej pokoju.- Anioł skłonił się lekko i pociągnął dziewczynę za rękę ku drzwiom. Nagle w sercu tropiciela pojawiła się ogromna czarna kula. To była wszech ogarniająca złość. W takim stanie zabijał swoje ofiary.
Wróć do mnie jak najszybciej…
Usłyszał jeszcze cichy głos dziewczyny.
            Usiadł na dużym krześle i ułożył dokładnie skrzydła. Podeszła do niego niewielka anielica ze strzykawką. Wbiła igłę w jego żyłę i delikatnie pobierała krew.
Emylly…
Chciał z nią porozmawiać. Powiedzieć jej o wszystkim nim usłyszy werdykt. Nic jednak nie słyszał dziewczyna się nie odzywała. Ukazał mu się jednak obraz:
Siedział na polanie zasianej kwiatami i obserwował niedaleko tańczącą Emylly. Co jakiś czas podskakiwała a wiatr delikatnie poruszał jej włosami. Była taka piękna. Nagle dostrzegł śnieżnobiałe skrzydła dziewczyny.
-Mój aniołek…-Wypowiedział je odruchowo. Tańcząca anielica zchichotała.


                                                          ***

            Nie chciała go zostawiać w takiej chwili. Nie mogła jednak się sprzeciwić. Po powrocie do pokoju poprosiła Gabriela o wyjście. Zamknęła drzwi i położyła się na łóżko. Zaczęła płakać. Nigdy nie pozbędzie się tego widoku. Duża postać Chrisa wchodząca do gabinetu…Jego czarne puste oczy…Po chwili już dusił Archanioła. Krzyknęła na niego. Gdyby tego nie zrobiła może  Christopher nie ocknąłby się ze swojego transu. Wtedy Rafael dawno by go już zabił. Może i Chris był tropicielem ale to Rafael jest Archaniołem. Nagle poczułam znajomy zapach.
Zapach nocy i ciepło.
Chris…Położył się koło mnie i przytulił do moich pleców. Zbliżył swoje usta domowego ucha i szeptał :
-Spokojnie w mojej krwi nie ma  toksyny. Jednak zostanie ona jeszcze dokładniej zbadana. Prawdopodobnie powodem moich wspomnień jesteś ty.
-Dlaczego ja ?- Zapytałam odwracając się w jego stronę.
-To trudne…Mój ojciec zamienił się w potwora…nie dosłownie ale w jego krwi pojawiła się właśnie toksyna. Gdy wykryje się ją dość szybko udaje się uratować taką osobę. Mój ojciec nigdy nikomu nie ufał więc nie zdradził nikomu ,że dzieje się z nim coś złego. Pewnego dnia nagle wszystko sięgnęło zenitu. Mnie tego dnia nie było w domu…Była jednak moja matka. Na moich oczach wysysał jej całą krew. Nie mogłem nic zrobić. Bałem się go.
-Dlaczego mi o tym mówisz ?- Zapytałam przytulając go z całej siły. Potrzebował tego…tak dużo przeżył.
-Bo tylko kochałem moją matkę… Żadnej innej kobiety nie pokochałem tak mocno. I wtedy zjawiłaś się ty…Zaczynam czuć od nowa…Jeszcze nie jestem pewny co dokładnie… ale na pewno nie chcę cię stracić…- Spojrzał mi głęboko w oczy. Podparłam się na łokciu i delikatnego pocałowałam go w usta.
-Zostaje jeszcze tylko jedno małe ale…- Mruknęłam. Spojrzał na mnie próbując coś wyczytać z twarzy.- Nie wiadomo czy moja przemiana się powiedzie…
-Najłatwiej by było gdybyś z niej zrezygnowała…Ucieklibyśmy…
-Za późno podpisałam już umowę własną krwią…- Szepnęłam w jego tors.
-Wymyślę jakiś plan…jeszcze dokładnie nie wiem jaki ale nie odbiorą mi cię… 


_____
Krótki ale to nic :P
Dziwię się normalnie! Już piąty rozdział w tym miesiącu :) :D Wena dopisuję !
W rozdziale macie w końcu wytłumaczenie dziwnych wspomnień Christophera :) To jeszcze nie wszystko ! 
No nic :) Do napisania! :) Komentujcie :*
  

piątek, 27 maja 2011

7. Już wybrałam...


            Obudziłam się bardzo późno. Słońce świeciło mi prosto w oczy. Przymknęłam je za co zapłaciłam bólem. Przerażająco spuchły od płaczu. Wylewałam łzy praktycznie całą noc. Zasnęłam około szóstej nad ranem. Miałam ochotę zabić tego który odsłonił tą cholerną zasłonę. I nagle pomyślałam ,że zrobił to Christopcher. Momentalnie w moim sercu znalazła się ogromna pustka. Zwinęłam się w kłębek na wielkim i pustym łożu. Myślałam ,że zaraz się rozpłaczę…nie zrobiłam tego. Nie miałam po prostu już czym płakać. Leżałam, głośno chlipiąc.
            Piękna wielka rozłożysta polana…Nagle na niej wylądowaliśmy. W zachwycie spojrzałam na Chrisa. Wyglądał tak pięknie w blasku słońca:
-Mój aniołek…- Szeptał delikatnie gładząc moje skrzydła , tym samym rozgrzewając mnie. Gdy zauważył pożądanie w moich oczach uśmiechnął się szeroko.- Lubię to jak na mnie reagujesz…-Podniósł mnie i położył na soczysto zielonej trawie. Po chwili znalazł się tuż przy mnie. Nasze skrzydła nałożyły się na siebie. Moje śnieżno białe oznaczało się na tle jego kruczo czarnego. Delikatnie przyciągnął do siebie mój podbródek…
            Sen…to tylko sen. –Mówiłam sama do siebie w myślach. Nie miałam  najmniejszej ochoty się podnosić z tego łóżka. Nie miałam po co. Nie miałam dla kogo…Moje oczy wypełniły się łzami na myśl o spędzonej nocy. Spędziłam swój pierwszy raz z pięknym aniołem… i było wspaniale…ale on mnie nie chciał. Byłam tylko jego zabawką na jedną noc…
-Po co mnie w sobie rozkochałeś…- Szeptałam.

                                                          ***

            Starałem się skupić na mojej ofierze. Chłopak szedł powoli w moją stronę. Nie rozumiem… Po co wdał się w romans z anielicą ? Teraz ona będzie umierać w męczarniach a on zniknie z powierzchni świata w sekundę…Czy jedno głupie zauroczenie ma decydować o naszym życiu ? Kolejny powód do tego aby sądzić ,że człowiek jest beznadziejny. A jak mam usprawiedliwić moje zachowanie ? Jaką mam wymyślić wymówkę ? Chwila pożądania ? Gdyby tak było dziś przed wyjściem na tropienie nie leżałbym przy niej i tulił do siebie. Jej zapłakane oczy…
-Annie ?- Zapytał chłopak w przestrzeń lasu. Ocknąłem się i szybko do niego podleciałem. Trzymałem go jedną ręką wysoko nad ziemią za szyję.
-Kochasz ją ?- Zapytałem. Spojrzał na mnie w panice.
-Ale o kogo ci chodzi ?- Ścisnąłem mocniej.
-Jak to jest kochać ?- Otwierał usta. Jednym zwinnym ruchem skręciłem mu kark.- Za wolno odpowiadasz…- Mruknąłem rzucając jego ciało na ziemię.

                                                          ***

            Poczułam dotyk na moim policzku. Chris…Chris… Otworzyłam szybko oczy i wyostrzyłam wzrok. Obok mnie stał anioł o blond włosach.
-Wszyscy mają racje jesteś piękna…Odziedziczyłaś rysy po ojcu.- Mruknął. Miał oczy w kolorze płynnego złota. Jego skrzydła…ach…wspaniałe. Wyglądały jakby je ktoś stworzył po to aby je podziwiać. Były koloru pszenicy z delikatnym złotym wzorem. Mimo tego wszystkiego zrzedła mi mina a chwila nadziei i szczęścia wygasła.
-Jestem Gabriel - Mruknął siadając na brzegu mojego łóżka.- Christopher dostał kilka zadań od Rafaela więc to ja dziś będę cię pilnować.- Uśmiechnął się do mnie promiennie. Był naprawdę piękny. Delikatnie odwzajemniłam gest.-Chcesz zobaczyć okolicę ?
Spojrzałam na niego spod byka. Pokręciłam przecząco głową.
-Nie daj się długo namawiać. Chris prosił abym pokazał ci szklany ogród.- Gdy usłyszałam imię mojego tropiciela od razu moje serce zaczęło szybciej bić. Dla niego byłam gotowa na wszystko.
-No dobrze. Za chwilę wracam.- Mruknęłam niezdarnie wstając. Udałam się do łazienki. Stanęłam przed lustrem. Wyglądałam okropnie. Starałam się jak najszybciej doprowadzić do ładu. Mimo moich starań nadal wyglądałam przerażająco.
            Doszliśmy do ogromnego ogrodu.
-O mój Boże…- Szepnęłam na jego widok. Określenie szklany nie było tu zupełnie przesadne.
-Pięknie co ?- Zapytał biorąc mnie za rękę i wprowadzając pod ogromny szklany dach. Wszystko było ze szkła. Kwiaty , ławki ,fontanny. Gdzie niegdzie wyróżniały się prawdziwe czerwone róże. Nie umiałam opisać tego miejsca słowami… Było za piękne…za wspaniałe.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak.- Szliśmy długą ścieżką.
Puść jego rękę…
Chris… Wszędzie rozpoznałabym ten głos. Dokładnie wypowiadał te słowa. Był wściekły jak nigdy.
A jak nie to co ?
Skupiłam się z całych sił i zapytałam. Miałam wrażenie ,że właśnie teraz spotęgowałam jego złość kilkadziesiąt krotnie.
Zabiję go…Wyrwę mu wszystkie pióra i zniszczę w pył…
Zadrżałam. On… Ja… Natychmiast puściłam jego dłoń.
Zadowolony ?!
Wydarłam się.
Tak.
Mówił spokojnie.
Odczep się ode mnie !
Krzyknęłam i wypchnęłam go ze swoich myśli. Zapłaciłam za to przerażającym bólem głowy. Gabriel zauważył ,że jest coś ze mną nie tak. Po chwili już nic nie czułam.
-Jak to zrobiłeś ?
-Christopher ci nic nie mówił ?- Pokręciłam przecząco głową.- Gdy ewoluujemy coś się w nas zmienia…Może to się objawić zmiana charakteru , zachowania lub otrzymaniem nowej mocy.
-Uzdrowiłeś mnie myślą ?- Zapytałam z niedowierzaniem. Przytaknął.
            Siedziałam właśnie w wielkiej jadalni. Spożywałam mój pierwszy posiłek czyli obiad. -Gabrielu nie wiesz czasem do kiedy mam podjąć moją decyzję ?- Wyparowałam nagle. Spokojnie na mnie zerknął
-Został ci jeszcze tydzień. Jeżeli sama nie podejmiesz wyboru do tego czasu, to zrobi to za ciebie Rada Dziesięciu.- Wrócił do jedzenia. Przyznam się przed sobą szczerze ,że jeszcze nie rozmyślałam nad moją przemianą. Gdy się zgodzę jest jakaś szansa na przeżycie(mała ale jest).Dzięki temu będę bliżej Chrisa… Może go w sobie rozkocham… Będę miała na to całą wieczność… Nagle do mojego serca wlało się trochę nadziei.
-Gabrielu ?- Zapytałam siedzącego po drugiej stronie stołu anioła.
-Tak Emylly…- Mruknął nagle się prostując.
-Już wybrałam…Czy zaprowadzisz mnie do Rafaela ?- Spojrzał na mnie zaszokowany.
-Emylly…- Odparł spokojnie.- Masz na to jeszcze trochę czasu. Przemyśl sobie wszystko dokładnie. To ma decydować o twoim życiu.
-Za późno… Już wybrałam.
            Szłam długim korytarzem. Po pewnym czasie zaczęłam wątpić iż ma on koniec. Nagle zauważyłam duże pozłacane drzwi. To tutaj. Westchnęłam i delikatnie zapukałam w ciemne drewno.
-Proszę…- Usłyszałam. Nagle zamarłam. Jego głos wskazywał na to ,że nie był on zwykłym człowiekiem. Był głośny i szorstki. Dało się wyczuć w nim delikatną nutę. Stałam przed progiem w odrętwieniu. Nie ja tam nie wejdę. Muszę to zrobić. Dla siebie i dla Chrisa. Delikatnie uchyliłam drzwi i zajrzałam przez szparę.
-Przepraszam ,że przeszkadzam Rafaelu…- Mruknęłam nieśmiało. Siedział przy ogromnym biurku. Nakazał mi ręką abym weszła.
-Co cię do mnie sprowadza ?- Zapytał właśnie wtedy gdy siadałam.
-Podjęłam decyzję.- Odparłam stanowczo. Uśmiechnął się do mnie i patrzył z wyczekiwaniem.- Chcę stać się anielicą…
-Jesteś pewna ?
-Nie. Nie… Ale nie mam innego wyboru. To moja jedyna szansa na przeżycie. Jestem pewna ,że gdybym odmówiła zabilibyście mnie.- Mówiłam twardo patrzącemu w oczy.
-Jesteś bystra…
-Opowiedziałbyś mi jak to będzie wyglądać ?- Przytaknął.
-Wyznaczymy datę. Gdy ten dzień już nadejdzie Christopher cię zamieni. Przyjdziecie w odpowiednie miejsce i…-Nie dałam mu skończyć.
-Dlaczego on ?- Uśmiechnął się do mnie.

                                                              ***

            Wszedłem do mojego pokoju. Zastałem tam Gabriela.
-Gdzie ona jest ?- Zapytałem ze wściekłością .Próbowałem nad sobą zapanować.
-U Rafaela.- Powiedział wstając. Z przerażeniem w oczach mruknąłem.
-Po co ? Po co tam ją zaprowadziłeś ?!- Wydarłem się na niego.
-Podjęła już decyzję co do swojej przemiany.
-Znasz ją ?- Po kręcił przecząco głową. Jedyna myśl która przyszła do mojej głowy to : Nie mogę jej stracić… Wybiegłem z pomieszczenia.


______
Jak dla mnie to ten rozdział jest beznadziejny... Ale...coś mnie natchnęło aby jak najszybciej napisać...Naprawdę przepraszam. A natchnęły mnie wasze komentarze. Nawet nie wiecie jak to ,że tu jesteście i komentujecie mnie uszczęśliwia :) Chcę wam wszystkim podziękować, pomimo tego że jest was tylko czwórka :
Hyllie :*
Cold_Princess
Malinkaa.
Julia
To wy mi dajecie nadzieję ,że jednak może umiem pisać :P Dziękuję jeszcze raz !

poniedziałek, 23 maja 2011

6. Nie to nie możliwe !


Leciałem w mroku z jej ciałem. Po co to zrobiłem ? Po co ją pocałowałem ? Gdy wstrzykiwałem jej jad paraliżująca szeptała tylko ,że nie mam wymazywać jej pamięci. W normalnej sytuacji zrobił bym to patrząc jej w oczy…ale nie mogłem , nie umiałem.. Chciałem, żeby pamiętała. Nie wiem co się ze mną działo. Wszystko powoli traciło sens… Jestem stworzony po to by zabijać. Więc czemu tulę Emylly do swojej piersi ? Czemu z nią lecę ? Dawniej powiedziałbym Rafaelowi ,że upadła. Nie umiałem rozluźnić mięśni. Wystarczyła chwila aby się jej pozbyć. Na tą myśl przycisnąłem ją do siebie mocniej.
-Chodź i posmakuj…- Szeptał. Z jego wysuniętych kłów sączyła się jeszcze ciepła krew. Podszedłem do niego jak zahipnotyzowany. Przycisnął jej niegdyś delikatną szyję do moich warg. Płyn wlał się do moich ust a jego smak rozszedł się po całym ciele.
Klękałem na ziemi przed ciałem Emylly. Włosy zakryły mi widok. Rozpostarłem skrzydła i naprężyłem wszystkie mięśnie. Czemu zaczynam przypominać to sobie właśnie teraz ?!    
-Chcesz jeszcze ?- Zapytał. Nagle zdałem sobie sprawę z tego co zrobiłem. Tak bardzo pragnąłem oderwać usta od jej szyi…ona umierała.
Ciszę przeciął mój głośny krzyk.
-Nie…Błagam.- Szeptałem. Poczułem bardzo znajomy zapach. Krew… Leżałem w kałuży krwi. Moje serce…Ja… Nagle poczułem na moim ramieniu dotyk. Emylly z wielkim trudem wyciągała do mnie rękę. Wstrzyknąłem za mało jadu. Jej smutne oczy…
Zabierz mnie stąd…
Szeptała. Stop…Jak ona może mówić. To nie możliwe. Patrzyła na mnie ze skupieniem. Czy… Nie to nie możliwe ! Nie mogła powiedzieć mi tego w myślach ! Niektórym archaniołom przychodzi to z trudem…
Błagam…nie chcę tu zostać dłużej…
W szoku podniosłem ją z ziemi. Plama krwi nagle zniknęła. Wzleciałem do góry. Odrzuciłem od siebie wszystkie myśli i wspomnienia , skupiając się na locie.
            Położyłem ją delikatnie na łóżku mówiąc :
-Połóż się spać. Wrócę do ciebie…- Pragnąłem z nią zostać…Najpierw jednak musiałem zaspokoić swoją ciekawość. Wyszedłem na balkon i rzuciłem się do lotu.
            Usłyszałem ciche „proszę” i wszedłem.
-Co cię do mnie sprowadza Christopherze ?- Zapytał Rafael siadając. Wskazał ręką na krzesło po drugiej stronie biurka. Usiadłem na nim. Odpowiedziałem.
-Ciekawość…Rafaelu. Byłeś kiedyś zakochany prawda ?- Spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
-Kiedyś…
-Czyli my mamy uczucia ?- Zapytałem. Ten spojrzał na mnie podejrzliwie. Dotknął ręką brody.
-Oczywiście. Tylko żyjemy na świecie bardzo długo… I aby przetrwać zapomnieliśmy o nich. Jednak one nadal istnieją. Nie jesteśmy bez serc. Dlaczego cię to zastanawia ?
-Nigdy jeszcze nikogo nie pokochałem…Od zawsze myślałem ,że miłość w naszym świecie nie istnieje.- Mruknąłem.
-Istnieje ale różni się od ludzkiej.
-Słyszałem ,że jeżeli anioły się w sobie zakochają mogą się porozumiewać poprzez swoje myśli. To prawda Rafaelu ?- Czułem się jak dziecko które pyta ojca o radę.
-Prawda…Ale musi to być bardzo silna więź… W takim razie kim jest twoja wybranka ?- Zapytał z uśmiechem na ustach. On wiedział…Droczył się ze mną tylko.
-Dziękuję za rozmowę. Muszę już iść. Emylly na pewno już się zbudziła. Dowidzenia.- Wyszedłem. Gdy zamykałem drzwi widziałem jeszcze tylko jego roześmiane oczy.
            Złożyłem skrzydła i położyłem się. Usłyszałem ciche kroki…
-Chris ?- Szepnęła Emylly wchodząc do mojego pokoju. Podszedłem do niej i przyssałem się do jej warg. Jedyne światło dawał księżyc. Przylgnęła do mnie całym ciałem. Czułem jej piersi na swoim torsie przez cienki materiał jej halki. Podziałało to na mnie z niezwykłą siłą. Chciałem aby była moja. Tu i teraz. Podniosłem ją i przeniosłem na łóżko. Jednym ruchem zerwałem jej ubranie. Nagle poczułem jej drobne ręce siłujące się z moimi spodniami. Po chwili i one znalazły się na podłodze. Owinęła mnie nogami wokół pasa i przyciągnęła moją głowę do siebie. Pocałowała mnie mówiąc :
-Jestem gotowa.

                                                       ***

            Obudziłam się w silnych ramionach tropiciela. Zaskoczona tym faktem przytuliłam się do niego mocniej. Myślałam ,że rano zniknie a potem…No właśnie co potem ? Może zapomni albo… Na pewno nie liczyłam na to ,że rano obudzę się wtulona w jego tors !
-Chris ?- Zapytałam nie patrząc na niego. Zaczęłam głaskać delikatnie jego skrzydła. Zadrżał.
-Możesz mnie nie rozpraszać ?- Zapytał łapiąc mnie za rękę którą przed sekundą gładziłam jego wspaniałe czarne jak noc skrzydła.- O co chodzi Emylly ? – Zapytał patrząc na mnie. Delikatnie podniósł mój podbródek do góry zmuszając tym samym abym mu patrzyła w oczy.
-Dlaczego tu jesteś ?- Spojrzał na mnie zaskoczony.- Tu ze mną. Jestem pewna, że masz ważniejsze sprawy niż leżenie tu ze mną.
-Ja nie umiałem…Nie chciałem cię zostawić samej.- Nagle serce mi mocniej zabiło.- Poza tym ja nadal muszę cię chronić. Po twoim ostatnim wyskoku Rafael kazał mi być z tobą dosłownie wszędzie.-Dodał. Nagle do mojego gardła podeszła wielka gula. Czyli ja nic dla niego nie znaczę…Czułam się jakby ktoś wbijał małe kawałki szkła w moje ciało…Na tym ucierpiało najbardziej serce. Po policzku popłynęła mi samotna łza… Jak mogłam pomyśleć ,że wspaniały anioł zakochał się we mnie ?! Jak mogłam pomyśleć ,że Christopher ma uczucia ?! Jestem idiotką i będę teraz za to płacić wysoką cenę… Owinęłam się jednym z prześcieradeł leżących na łożu i wstałam. Wbiegłam do mojego pokoju zanosząc się płaczem. Starałam się to robić jak najciszej…Ale wiedziałam ,że on i tak wszystko słyszał…

                                                      ***

            Płakała… Długo siedziała zamknięta w pokoju i płakała. Co miałem zrobić ? Powiedzieć jej ,że ja kocham ? Ja sam jeszcze do końca nie wiem na czym polega miłość i miałbym ja tak po prostu wyznać ?! Od dziecka gdy moja matka wysłała mnie pod opiekę Rafaela uczyłem się ,że coś takiego nie istnieje. Uczyłem się aby nie pokazywać słabości i zabijać. Współczucie ? Tego też już dawno się wyzbyłem. Teraz jednak rozdzierał mnie ból… A ja nie umiałem pomóc ani sobie ani Emylly… 



_____
Tak wiem jest dość krótki... Ale na pewno dłuższy od poprzedniego :P 
Mam nadzieję ,że wam się jeszcze blog nie znudził  :P 
Liczę na szczere komentarze !

czwartek, 19 maja 2011

5. Zniknęli...

             Świat się dla mnie zatrzymał…Nic już się nie liczyło ,nic nie miało sensu… Po co żyć ? Nie miałam już nic. Zupełnie nic. Odebrali mi rodzinę…szansę na spokojne życie…Wszystko to czego tak pragnęłam ! Ja chciałam tylko żyć normalnie…I nic więcej… Teraz wszystko się skończyło… Nie istniałam dla najważniejszych ludzi w moim życiu… Więc po co mam tu tkwić ?!
            Spadałam niewiarygodnie szybko… Pęd wiatru sprawił ,że moje oczy zaczęły łzawić… Panująca we mnie wściekłość zaczęła powoli ustępować…Nigdy nie myślałam ,że umierając będę czuła w sobie taką radość ,że odchodzę. Zamknęłam oczy. Nagle poczułam ciepło i dotyk. Zaraz po tym żelazny uścisk. Kierunek wiatru się zmienił.
-Puść mnie !- Krzyknęłam mu prosto w twarz. Jego spojrzenie…czy on…?
-Nie dam ci zginąć…- Powiedział i przycisnął mnie do siebie. Jego usta zachłannie całowały moje. W moich żyłach nadal krążyła adrenalina. Oplotłam go nogami tak aby nie przeszkadzać mu w locie… Co było potem ? Potem nie było nic…Tylko my.

                                                            ***

            Anielski taniec… Zwany tańcem miłości. Nie zdarzał się często. W powietrzu było widać złączone ciała. Wspaniały anioł i niewielka śmiertelniczka … Osłaniał ją skrzydłami jednocześnie podtrzymując ją wysoko na niebie. Trwali w pocałunku… Czy to coś znaczyło ? Tak. W świecie aniołów bardzo wiele. Czy on ją pokochał ? Czy to pożądanie ? Nie wiem… Niektórzy twierdzili ,że wykonuję rozkazy Rafaela. Co czuł w ty momencie Christopher ? Co czuła Emylly ? …………… Naprawdę nie wiem. Spojrzałam jeszcze raz w górę. Zniknęli…   




______
Nie to nie koniec...
To dopiero początek...
Dziwnie napisany :) WIEM ! Miałam bardzo dziwny nastrój. WIEM ,że jest krótki ! :) WIEM ,że nie trzyma się kupy ! WIEM ,że jest beznadziejny...
Ale WIEM też ,że nagle w waszych głowach znalazło się więcej pytań niż dotychczas :) 

piątek, 6 maja 2011

4. My mamy całą wieczność...


            Szybkim ruchem założyłem spodnie. Sięgnąłem po koszulę. Rozpostarłem skrzydła  tak aby przeszły one  swobodnie przez otwory w materiale. Zapiąłem guziki i schowałem skrzydła. Zazwyczaj nie ubierałem na siebie górnej części garderoby…nigdy nie mogłem przez nią wygodnie tropić a tym bardziej polować… Jednak dziś była wyjątkowa okazja. Zaproszono mnie na posiedzenie Rady Dziesięciu. Tak właściwie to nie miałem bladego pojęcia po co mnie tam wzywają…no ale Archaniołom się nie odmawia.
-Gdzie idziesz ?- Jego chytry uśmiech.
-Uciekaj ! -Krzyczała. Nie mogłem oderwać wzroku od jej pięknej twarzy…
-Boi się…Mówiłem ci już.- Była cała we krwi…
Powstrzymałem w sobie to wspomnienie. To było bardzo dawno temu. Myślałem, że pchnąłem je ku zapomnienia.
 Pełno lśniącej czerwonej mazi…Była wszędzie…
Uśmiech jego ojca…Krew kapiąca z jego zębów…Gasnące oczy matki…
Uderzyłem dłońmi w ścianę. Pomimo tego, że nie użyłem całej siły widać było na niej małe pęknięcia. Uspokoiłem się i zajrzałem do pokoju Emylly. Nadal spała. Nie miałem zamiaru jej budzić. Chciałem sprawdzić czy wszystko z nią w porządku. Z powrotem wróciłem do siebie. Po chwili zamykałem za sobą drzwi i szedłem korytarzem. Szedłem szybkim i sprężystym krokiem odgarniając od siebie jakiekolwiek myśli. Gdy byłem już na zewnątrz zerwałem się do lotu. Spotkanie Rady miało odbyć się w świątyni na najwyższym wzgórzu.

                                                         ***

            Zamrugałam delikatnie oczyma. Starałam się sobie wszystko przypomnieć. Nagle zerwałam się z miejsca. Leżałam na ogromnym łóżku. Rozejrzałam się dookoła. Byłam sama. Wstała. Pewnej chwili zdałam sobie sprawę z tego ,że nie mam na sobie ubrań w których zasnęłam. Dotknęłam materiał. Jedwab. Za kolana sięgała mi zgniłozielona halka. Była pięknie zdobiona. Otworzyły się za mną drzwi. Odwróciłam się odruchowo. Stał w nich Christopher. Miał na sobie ciemne spodnie białą rozpiętą koszule. Odsłaniała ona imponujący tors. Jego oczy pociemniały… Wydawać by się mogło, że jest to nie możliwe. A jednak. Przybrały kolor głębokiej czerni. Anioł wyglądał groźniej niż zwykle. Podszedł do mnie powoli. Musnął dłonią linię mojej szczęki. Po plecach przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Przejechałam delikatnie palcami po jego umięśnionym brzuchu.
Jest stworzony po toby zabijać…     
Odsunęłam się od niego gwałtownie. Starałam się ochłonąć:
-Kto mnie przebrał ?- Zapytałam zachrypniętym głosem. Uśmiechnął się cwaniacko i odparł.
-Jestem pewien ,że masz ciekawsze pytania.- Zaczerwieniłam się wiedząc ,iż mężczyzna mierzy mnie od dołu do góry. Zatrzymał się na moich ustach. Niezauważalnie podszedł do mnie przejechał palcem po moich wargach. - Więc pytaj.-Szepnął mi prosto w ucho. Po moim ciele przeszło przyjemne ciepło. Czułam ,że się rozpływam. Złapałam go za ramię. Chciałam aby mnie pocałował.
Kilka godzin temu to stworzenie chciało cię zabić…
Głos rozsądku przyciągnął mnie drastycznie na ziemie. Odepchnęłam od siebie anioła. Zapominam ,że Christopher to nie jest człowiek. On gardził ludźmi i ich zabijał.
-Co teraz będzie ?- Wyrzuciłam z siebie patrząc na niego. Spojrzał na swoje ręce. Po chwili jednak podniósł wzrok i odparł.
-Śniadanie.- Jego oczy widocznie się rozjaśniły.- Rafael dostarczył twoje ubrania i kosmetyki. Wszystko jest w łazience.- Wskazał ręką za mnie.
-Jakiś anioł był u mnie w domu ?!- Zapytałam.
-Spokojnie. Twoim dziadkom nic się nie stało. Nawet się nie zorientowali ,że ktokolwiek odwiedził ich dom.- Mruknął wychodząc. Odwrócił się jeszcze na chwilę i dodał- Pospiesz się. Nie lubię długo czekać.- Zniknął za drzwiami.
            Wychodząc z łazienki zastanawiałam się gdzie będziemy jeść. Podeszłam do drzwi w których ostatnio widziałam Christophera. Delikatnie je popchnęłam. Leżał z rozpostartymi skrzydłami na łóżku. Ich końce sięgały poza materac. Anioł był w idealnej pozycji abym mogła przyjrzeć się pięknemu zdobieniu skrzydeł. Przy dolnych brzegach znajdowały się złote wzory. Tworzyło to niepowtarzalny efekt. Podeszłam do niego z wyciągniętą ręką. Chciałam je dotknąć…Poczuć ich miękkość. Nagle wstał a ja odskoczyłam przestraszona. Potrząsnął głową jakby chciał wrócić do tego świata i zapytał:
-Gotowa ?- Przytaknęłam. Otworzył drzwi i przepuścił mnie przed sobą. Wyszłam a on po chwili stał już obok mnie.
-Jak ty to robisz ?- Zapytałam. Uśmiechnął się i patrząc przed siebie odparł.
-Każdy tropiciel porusza się szybciej od innych aniołów. Jednak to wszystko przychodzi z czasem.- Zdziwiona ,że mi odpowiedział wykorzystałam sytuację zadając kolejne pytanie.
-Gdzie zjemy ?
-Na dachu. Rafael chcę abyś wiedziała na co się decydujesz.
-Na co się decyduję ?! O co znowu mu chodzi ?!- Krzyknęłam zdenerwowana. Nagle jego twarz znalazła się przy mojej a plecami opierałam się o ścianę. Jego wargi były niebezpiecznie blisko moich. Nagle delikatnie dotykały mojego ucha. Chciałam się wyrwać ale przygwoździł moje ręce do ściany.
-O Archaniele zawsze mów z szacunkiem. Gdyby nie Rafael dawno byś już nie żyła. My mamy całą wieczność…Nawet nie wyobrażasz sobie  jak długo można torturować człowieka… Uwierz mi nie chciałabyś poczuć tego na własnej skórze…- Szeptał. Brutalność i powaga z jaką wypowiadał każde słowo przestraszyły mnie.
My mamy całą wieczność…
Odstąpił ode mnie na krok i ruszył przed siebie. Podążałam za nim w szoku. Weszliśmy do małej windy. Jadąc zastanawiałam się jak on :bezlitosny i brutalny tropiciel dziś rano mnie uwiódł. Pragnęłam go wtedy całą sobą. Teraz przekonałam się ,że nie ma w nim nic ludzkiego. Winda stanęła a drzwi się rozsunęły. Anioł poczekał aż wyjdę. Zawiał mocny wiatr. Spojrzałam na panoramę miasta. Spodziewałam się…No właśnie…Czego ? Na pewno nie tego ! Podbiegłam szybko do krawędzi. Nagle poczułam wokół siebie silne ramiona. Bał się ,że chcę skoczyć ? Nie. Na pewno nie. Wykonuję tylko rozkazy Rafaela.
-Jak tu pięknie…- Szepnęłam opierając głowę o jego nagi tors. Czułam się zadziwiająco bezpiecznie.
-Odejdź od krawędzi.- Mówił , delikatnie mnie od niej odciągając. Nie obchodziło mnie to. Przede mną widniało Miasto Aniołów. To prawdziwe…Los Angeles w porównaniu z tym było beznadziejną dziurą o której nikt nie pamięta. Wyglądało jak zbudowane ze świateł i szkła. Wszystko było tu takie idealne. Nagle nade mną przeleciał anioł. Usiadłam podekscytowana do stołu. Stał on na środku dachu, nakryty obrusem. Zauważyłam rogaliki i sok pomarańczowy.
-Nie uda ci się uciec.- Powiedział Christopher patrząc jak sięgam po rogalika.
-Dobrze o tym wiem. Jestem tylko człowiekiem…- Zdziwiłam się  brutalnością z jaką wypowiedziałam te słowa.- Chistopherze o jaką decyzje chodziło Rafaelowi ?
-Dobrze wiesz ,że jesteś w połowie anielicą… Okazało się ,że źle wymazano twojej babci wspomnienia…Nie ma już czym się martwić. Nic nie pamięta. Ciebie też…Nikt ciebie nie pamięta zniknęłaś bez śladu…- Patrzyłam na niego w szoku. Może to i dobrze…Przynajmniej wiem ,że z babcią wszystko w porządku i nic jej nie grozi… Zapewnie i tak zginę…- Wracając do twojej niezwykłości. Jesteś pierwszą taką istotą na tym świecie od tysięcy lat…Rada Dziesięciu a szczególnie Rafael chciałby cię przemienić w anioła. Jednak tonie jest takie proste. Przemiana nie musi się udać…Możesz mutować. Archaniołowie postanowili ,iż decyzja należy do ciebie. – Zrozumiałam. Mam dwa rozwiązania.
1. Nie zgodzić się na przemianę. –Rezultat : Śmierć.
2. Zgodzić się na przemianę.-Rezultat : Śmierć lub życie wieczne. Bardziej prawdopodobna ŚMIERĆ.
Wybór : Śmierć lub śmierć (okrutna) + mała iskierka nadziei na przeżycie.
Chris ujął w słowa ładnie stwierdzenie : Wybierz jak chcesz zginąć.
Wstałam od stołu. Podeszłam do krawędzi. Chris wstał. Uspokoiłam go gestem ręki , mówiąc.
-Wybrałam.- Odwróciłam się do krawędzi plecami i z uśmiechem na twarzy wyskoczyłam w górę.    


_______
Podoba mi się :P Trochę nudny ale mi się podoba :)
Pisany z myślą o Hyllie :*:* Dzięki ,że jesteś !
Komentujcie !
Do napisania :)