sobota, 9 lipca 2011

12. Albo przeżyje ona albo on…

            Siedziałem przed salą do której przed chwilą wniosłem Emylly. To trwało już bardzo długo…a ja się okropnie niecierpliwiłem. Nim zdążyłem położyć ją na łóżku , zemdlała co mnie jeszcze bardziej niepokoiło. Nagle drzwi się otworzyły. Energicznie wstałem. Jednak z pomieszczenia wyszła jedynie anielica z badaniami.
-Christopherze…-Drgnąłem. Zza drzwi spoglądała na mnie uzdrowicielka.- Musisz coś zobaczyć.
Szybko wszedłem do białej Sali. Moja ukochana leżała na łóżku. Niedaleko niej znajdowała się dość dziwna maszyna której wcześniej nie widziałem.
-To ludzkie urządzenie ?- Zapytałem na wstępie.
-Tak, kto by pomyślał ale czasami ich metody okazują się od naszych lepsze.-Powiedziała przecierając Emylly spocone czoło.
-Jak się czujesz ?- Zapytałem dziewczynę szybko do niej podchodząc i biorąc ją za rękę. Dopiero teraz zauważyłem w sobie zmiany…zmiany na lepsze czy gorszę ? Trudno określić. Chyba od jakiegoś czasu odczuwałem uczucia, niedawno dziwne i ludzkie. Dziś były one moją codziennością. Z dnia na dzień Em była dla mnie ważniejsza , byłem gotowy zasłonić ją własną piersią i bronić przed atakiem. Po raz pierwszy od tak długiego czasu miałem wrażenie ,że ja znowu kocham. Miłość…dotąd nieznana i nieokiełznana. Dziś już wiem ,że jest we mnie i rośnie.
-Jestem trochę osłabiona ,ale ważne że on czuje się dobrze…-Mruknęła słabym głosem.
-Jaki on ?-Zwróciłem się do uzdrowicielki. Kobieta wskazała ręką na niewielki ekran. Zerknąłem na niego. Widziałem na nim sporą kropkę. W szoku spojrzałem na Emylly a ona pogłaskała się delikatnie po brzuchu szeptają.
-Poznaj tatę maleńki…


                                                                ***


Pisane w trzeciej osobie :

            Nagle na ziemiach Sachela wzmógł się wiatr. Zza chmur zaczęły się wyłaniać skrzydlate postacie. Na ich czele leciał sam Archanioł.
-Lećcie powiedzieć o tym Sachelowi !- Krzyknął jeden z obserwatorów. Inny natychmiast wstał i już go nie widzieli.- Przygotować broń !- Wrzeszczał.
Anioły z delikatnością motyla wylądowały na piasku wznosząc chmury pyłu. Nie czekając na innych zaczęli iść w stronę ogromnego zamku Archanioła. Niektórzy z Rady Dziesięciu byli bardzo starzy. Ich upodobany styl nie zmieniał się od wieków jednak byli i tacy którzy szli z biegiem czasu starając się przyporządkować nowoczesności. Rafael podszedł do samych wrót.
-Chcę się widzieć z waszym panem.- Powiedział starając się opanować gniew. Mógłby tego marnego anioła zgładzić w dwie sekundy ale nie miał zamiaru wywoływać wojny. Po chwili wielkie wrota otworzyły się i wszyscy zostali wpuszczeni. Jeden z dworzan zaprowadził całą delegację do Sali konferencyjnej Sachela. Rafael otworzył gniewnie drzwi i wszedł do środka. W pomieszczeniu zastał Michaelę oraz właściciela zamku.
-Rafaelu !-Krzyknął radośnie.- Co cię do mnie sprowadza ? Nie ładnie tak straszyć moich podwładnych.
-Szukałem Michaeli. -Anielica wstała i podeszła do Archanioła.
-Coś się stało ?- Zapytała przeszywając go wzrokiem.
-Tak. Ktoś zamordował dziecko.- Na jej twarzy malował się szok. Nie był pewny czy jest na tyle dobrą aktorką czy dopiero się o tym dowiedziała.
-To okropne ale czemu przychodzisz z tym właśnie do mnie ?
-Na jego czole był wypalony twój znak.
-Twierdzisz ,że to ja zabiłam to dziecko ?!- Krzyknęła wściekle w twarz anioła.
-Nie wiem kto je zabił…ale mogłaś być to ty lub ktoś z twoich sług.- Powiedział spokojnie.
-Nigdy bym nie wydała takiego rozkazu !!!
-Tego nie jestem pewien…-Zmierzył ją wzrokiem.- Chciałem abyś o tym wiedziała. Mógł to zrobić ktoś od ciebie…bez wcześniejszej konsultacji z tobą. Właśnie dlatego w tej chwili dokładnie przeszukują twój teren i wszystkich poddanych. Lepiej się pilnuj Michaelo…-To ostatnie wysyczał po czym wyszedł.
-Wracamy !- Krzyknął. Wszyscy posłusznie wykonali rozkaz przywódcy.


                                                            ***


            Z cichutkim planem szedł ku Wierzy Archanioła. Tak wrócił, ale nie na długo. Musiał załatwić jeszcze kilka bardzo ważnych spraw. Wszedł do ciemnego pokoju po czym zamknął za sobą dokładnie drzwi. Podszedł do okna i Powiedział :
-Już trzech z nich wprowadziłem w paranoje…
To dobrze. Jestem z ciebie dumna…
-To tylko dzięki twojemu chytremu planowi , niedługo znów będziemy razem…razem na wieki.
Nie zapominaj ,że nadal masz dużo do zrobienia.
-Wiem…W takim razie kto teraz ?- Szeptał patrząc w mrok za oknem. W rogu pokoju coś się niespokojnie poruszyło.
Uram…
Pokłonił się jak zawsze i cichutko szepcząc swój ulubiony wierszyk wychodził z Wierzy. W takim razie do Urama…


                                                              ***


Pisane w pierwszej osobie:

            To nie mogła być prawda…Nie…Przecież Emylly jest nadal człowiekiem !
-To nie możliwe…Nie możliwe.- Szeptałem patrząc jak moja ukochana pociera delikatnie swój brzuch.
-Tak możliwe.- Mruknęła blado się uśmiechając.
-Ale ona jest człowiekiem !-Krzyknąłem w twarz uzdrowicielce.
-W jednej trzeciej…ma w sobie więcej z anioła. Jej przemiana niedawno się zaczęła.- Nie mogłem w to wszystko uwierzyć.
-Jestem ojcem ?- Zapytałem patrząc na Em.
-Już niedługo nim zostaniesz…-Mruknęła biorąc mnie za dłoń i kładąc ją na własnym brzuchu.
-Skąd w takim razie te koszmary ,złe samopoczucie i wymioty ?- Zapytałem.
-Wszystko spowodowała ciąża…to znaczy na pewno wymioty i złe samopoczucie, co z koszmarami to nie wiem. Może Emylly się czegoś boi ?
-Ale czemu tak wolno ?- Mówiłem kręcąc głową.
-Pamiętaj ,że jeszcze jest w niej trochę z człowieka a tam płód rozwija się w ciągu dziewięciu miesięcy.
-W takim razie ile może to potrwać ?
-Dwa tygodnie , może trzy…nie więcej. Normalny anioł nie odczuwał by tych objawów tak mocno ,ponieważ jest silniejszy. Ona jest za słaba.
-Co mam przez to rozumieć ?- Zapytałem zdziwiony.
-Albo przeżyje ona albo on…-Nagle nastała cisza…


                                                     ***


            Szedłem wolnym krokiem w stronę gabinetu Rafaela. Musiałem mu zdać raport. Ja jednak myślałem ciągle o reakcji Urama na wieść ,że Sachel i Michaela połączyli siły i mają największe wojsko z nich wszystkich. Jego strach w oczach…Chyba ma zamiar stworzyć własną armię… Zapukałem cicho w drzwi. Po usłyszeniu cichego proszę wszedłem.
-Więc ? Co zauważyłeś Gabrielu ?- Zapytał spoglądając na mnie.
-Jej armia jest naprawdę ogromna, wydaje mi się ,że w dodatku połączyła siły z Sachelem. Najlepiej by było gdybyś ty też uczynił to samo…np. z Uramem. Chodzi o bezpieczeństwo nas wszystkich prawda ?- Mówiłem szybko.
-Prawda…
            Ponownie wszedłem do ciemnego pokoju.
-Wszystko załatwione teraz jedyne co to musimy czekać…
Świetnie się spisałeś…Nie zapominaj jednak o dodatkowej sile…dla naszej dwójki.
-Gdy przyjdzie na to czas…
Wojna rozpocznie się już niedługo…


___
Rozdział może być :) Mi w sumie się podoba ;) Ale najbardziej to chyba początek :)
Kocham wprowadzać zamęt , strach i cierpienie w opowiadaniach :D
Dedykacja : Dla Hyllie :* Bo cię kocham wiesz ? :P 
Mam nadzieję ,że się podoba !                                        

niedziela, 3 lipca 2011

11. Koszmar.


            Płacz…Cichutki płacz zakłócał spokój.
-Emylly ­­!- Krzyczał anioł próbując ją odciągnąć od małego ciałka.
-Ona go zabiła…-Szeptała. Z jej oczu sączyły się słone łzy.
-Nie uratujesz go już ! Musisz uciekać!- wrzeszczał odciągając ją od małego aniołka. Jego brązowe loczki były całe  mokre. Płacz dziecka na chwilę zagłuszył głośny grzmot.
-Dlaczego ona go zabiła ?- Pytała biegnąc za nim. Nie zdążyła usłyszeć odpowiedzi bo serce tropiciela przebił miecz. Twarz jego zabójcy była ukryta w cieniu jedyne co zauważyła to kpiarski uśmiech.
            Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do toalety. Moja głowa zawisła nad muszlą klozetową. Po chwili zwróciłam cały wczorajszy posiłek. Usiadłam na kafelkach i przetarłam ręką usta. Nie miałam siły się podnieść. Poczułam w ustach nieprzyjemny smak. Nagle wszystko ponownie podeszło mi do gardła. Drugi raz rzuciłam się w stronę muszli.
Spędziłam nad nią jeszcze trochę czasu  , po czym poszłam wziąć zimny prysznic.
            Patrzyłam się przed siebie niewidomym wzrokiem. Czy ten sen…
-Emylly ? Co się dzieje ?- Zapytał Christopher łapiąc mnie za rękę. Pod jego dotykiem jakbym się ocknęła i szybko na niego spojrzałam mówiąc.
-Źle się dziś czuję.-Mruknęłam spuszczając wzrok. Niby mówiłam prawdę czułam się jednak jak ostatnia kłamczucha.
-Czemu mi o tym wcześniej nie powiedziałaś ? Może zaprowadzę cię do uzdrowiciela ?-Mówił przestraszony. Martwił się. Na samym początku próbował udawać twardego, pękł jak bańka mydlana.
-To tylko poranne mdłości.
-Mogłaś się czymś zarazić, nie zapominaj ,że już nie jesteś na ziemi. U nas choroby są o wiele bardziej poważniejsze. Gdy się rozwiną nie łatwo je wyleczyć.- Ciągle o tym zapominam.
-Dobrze.
-Pójdziemy zaraz po śniadaniu.- Przytaknęłam tylko głową. Byłam dziwnie nieobecna. Nie mogłam się pozbyć tego okropnego widoku. Ten mały aniołek miał połamane nóżki i skręcony kark…-Czy stało się coś jeszcze ?
Cicho westchnęłam. Musiałam mu powiedzieć.
-Koszmary…One powróciły.
-To może być jeden z objawów twojej choroby…- Mam wrażenie czy on sam próbował się uspokoić ?

                                                             ***

            Spojrzałem na jej bladą twarz. Okropnie się męczyła.
Christopherze ?
Rafael ? Dziwne…
Rafaelu coś się stało ?
Chciałbym zasięgnąć twojej rady. Przybądź do mojego gabinetu jak najszybciej.
-Emylly...Wytrzymasz jeszcze trochę ?
-Rafael ?- Zapytała nawet na mnie nie spoglądając. Przytaknąłem.-Nie czuję się ,aż tak źle… Załatw sobie spokojnie wszystkie swoje sprawy a ja pójdę się zdrzemnąć.- Wstała powoli. Nagle się zachwiała…Podbiegłem do niej i ją szybko przechwyciłem. Kur*a !!!
-Idziemy do uzdrowiciela…-Mruknąłem wściekły. Nie byłem zły na nią , tylko na siebie ,że tak późno się zorientowałem ,że jest coś nie tak.
-Musisz się spotkać z Archaniołem…Jestem po prostu bardzo zmęczona. Nie spałam połowę nocy…- Dobrze wiedziałem ,że nie mogę tak po prostu do niego nie iść.
-Wrócę jak najszybciej się da.- Powiedziałem stanowczo. Szybko wbiegłem do wierzy i poleciałem do naszego pokoju. Położyłem delikatnie ciało bladej dziewczyny na łóżko. Zasnęła już na moich rękach. Cholernie się o nią martwię, nie mogę jednak odmówić Archaniołowi. Wyszedłem szybko i udałem się do gabinetu Rafaela. Zapukałem głośno i nie czekając na odpowiedź wszedłem do pomieszczenia.
-Dobrze ,że jesteś.- Powiedział odwracając się w moją stronę. Obecnie stał tyłem do okna. Patrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem, tak jakby nie był pewien czy mi zaufać.
-Co się stało Rafaelu ?- Zapytałem. Co tu się ostatnio dzieje do cholery ?!
-Michaela powiększyła swoje wojsko…
-Myślisz ,że to ona ?
-Nie, oczywiście ,że nie. Nie skrzywdziła by dziecka , a poza tym ona już jest Archaniołem. –Powiedział kręcąc głową.
-W takim razie czemu się nad tym zastanawiasz ?- Mówiłem to całkiem odruchowo. Moje myśli krążyły teraz wokół niewielkiej czarnowłosej śmiertelniczki. Gdybym wrócił i zastał ją…zimną…na wieki zimną…nie wiem co bym zrobił. Nie umiał bym bez niej żyć.
-Myślę ,że chce wykorzystać teraźniejszą sytuacje po to aby zagarnąć moje ziemie.- Mimo ,iż tak mogło się stać jakoś nie przekonywała mnie ta myśl. Michaela jest bezduszna i nie ma serca ale nigdy nie dążyła ku takim celom wiedząc ,że zapłacą za to dzieci. Nagle drzwi się otworzyły i uderzyły z głuchym trzaskiem o ścianę. Do gabinetu wpadł jeden z tropicieli.
-Rafaelu !- Krzyknął. Przerażony dodał- Znaleźliśmy pierwszą ofiarę.
            Dolecieliśmy wszyscy na miejsce w minutę. Szybko podeszliśmy do zmasakrowanego ciała.
-Nie…-Szepnąłem patrząc na zwłoki. Nagle wezbrała we mnie wściekłość. Nie tylko ja jeden byłem w takim stanie. Spojrzałem na twarz Archanioła. Chyba miał już swojego winnego. U moich stóp leżała malutka anielica. Pozornie mała. Miała ok. stu lat. Jej skrzydełka jeszcze nie były do końca rozwinięte. Straciła z nich połowę błękitnych piór. Miała tylko jedno oko które było przypalone. Obydwie nóżki były połamane i pocięte. W miejscu gdzie powinien być brzuch ziała ogromna dziura. Wyrwano jej serce i włożono je do małej rączki. Na jej czole był wypalony znak jednego z Archaniołów.
-Michaela…-Mruknął Rafael.
-Nie mogła tego zrobić…-Powiedział ten sam tropiciel który jeszcze kilka chwil temu informował nas o zajściu.- Obecnie jest na terytorium Sachela.- No tak…nowy kochanek ? Ciekawe jak długo będzie żył.
-Muszę z nią porozmawiać.- Powiedział Archanioł i wskazał na jednego z wojowników.-Lecimy. Wy zajmijcie się ciałem.- Po chwili już go nie było.
Emylly…
Muszę dostać się jak najszybciej do wierzy.
            Wszedłem do pokoju i usłyszałem potworny krzyk.
-Aaaayyaa!!!- Krzyczała Em. Wiła się na łóżku niczym wąż , wąż którego obdzierają ze skóry.
-Emylly !-Podbiegłem do niej. Dziewczyna szybko się obudziła. Była cała zalana potem.
-Chris ?- Zapytała cicho. Jej głos słabł.
-Tak to ja. Idziemy do uzdrowiciela.- Wziąłem ją na ręce. Próbowała się do mnie przytulić ale nie mogła, nie miała tyle siły.

                                                         ***

Pisane w trzeciej osobie (w tym samym czasie w którym Chris i Emylly zaczynają jeść śniadanie):
            Szedł po jednym z wielu korytarzy znajdujących się w wierzy Michaeli. Szeptał cichutko swój ulubiony wierszyk. Echem roznosiły się jego kroki. Podszedł do drzwi prowadzących do gabinetu Archanielicy. Zapukał. Usłyszał ciche proszę po czym wszedł do pokoju.
-Witaj Michaelo.- Powiedział podchodząc do niej i całując ją soczyście w usta.
-Gabriel ? Nie spodziewałam się ciebie.- Mruknęła oddając pocałunek.
-Mam dla ciebie kilka wiadomości i…stęskniłem się za tobą.
-Najpierw wiadomości.- Powiedziała siadając na swoim biurku.
-Jak zwykle dokładnie śledziłem poczynania Rafaela i zaniepokoił mnie jego stan armi…- Michaela spojrzała na niego z miną której nie dało się określić. Oczywiście ,że nie. Ona nigdy go nie kochała. Ona nigdy nikogo nie kochała. Gabriel był jej tymczasową zabawką , dopóki będzie jej potrzeby będzie się nim bawić.
-W jakim sensie ?- Zerknął na jej nogi które delikatnie zaczęła rozszerzać.
-Sensie liczebności, mam wrażenie ,że chce wykorzystać ten chaos. Dobrze by było gdybyś z kimś połączyła swe siły…-Anielica zamyśliła się po czym mruknęła.
-Masz racje. Wyruszam już teraz.
            To było zbyt proste. Jak na razie wszystko szło bezbłędnie.
-Archaniołowie…to zwierzęta myślące tylko i wyłącznie o swoich ziemiach. Chwila niepewności doprowadza ich już do szaleństwa…Jeszcze tylko pozostała siódemka…-Szeptał tropiciel wychodząc z wierzy Michaeli. 


_____
Nie podoba mi się...Za bardzo przegadane :P
Ale akcja powoli zmierza ku...ku czemu ?...Cholera zgubiłam słowo :P No...akcja zmierza :D
Czekam na wsze opinie :*