sobota, 20 sierpnia 2011

16. Jej powieki powoli opadły…serce przestało wydawać znany rytm…klatka piersiowa przestała się podnosić…Skóra robiła się zimna w dotyku…


            Nagle po całym dziedzińcu rozniósł się dźwięk bijących dzwonów. Dwójka tropicieli stojąca w cieniu spojrzała na siebie. Po chodniku czołgały się anioły bez nóg , skrzydeł a czasami rąk. Krzycząc i wołając pomocy…ale nikt ich nie słyszał. Starali się przebrnąć przez stosy zimnych ciał oraz krwi wrzeszcząc gdy napotkali na kogoś bliskiego. Wiatr zaczynał wiać coraz szybciej. Anioł o czarnych skrzydłach zmrużył oczy a po chwili odskoczył ciągnąc za sobą tego drugiego.
-Nie udało nam się…Już jest za późno.- Ten spojrzał na niego przerażony i mruknął.
-Ile mamy czasu ?
-Wogóle…- Nagle za niebie zaczęły pojawiać się małe kształty ale im bliżej były ziemi tym rosły w wielkość. Po chwili na ziemię zaczęły opadać piękne anioły. Na czele całej armii stali Michaela oraz Sachel. Archanielica była ubrana w długą brązową suknie podkreślająca jej smukłe nogi i duży dekolt. Westchnęła patrząc na parkan jakby jej ten widok zupełnie nie poruszył. Sachel natomiast miał na sobie całkiem zwykłe ciuchy jedyne co go wyróżniało to miecz który trzymał w ręce. Po chwili na drugiej stronie dziedzińca pojawiło się ogromne wojsko pod dowództwem Rafaela oraz Urama. Archaniołowie mieli w rękach dwa ogromne miecze. Jednak nie tylko one były ich bronią. Każdy Archanioł w odpowiednim wieku mógł pobrać wystarczającą moc aby zamienić ją w kule światła.
-Rafaelu.- Mruknął Sachel patrząc na Archanioła.- Uramie…-Spojrzał na tego drugiego.
-Hyllie ożyła !- Krzyknął ktoś z tyłu.
-To prawda ?- Zapytała Michaela. Rafael potwierdził słowa anioła.
-Kłamiesz…Nie mogła ożyć. Jak zwykle chcesz aby wszystko było twoje !- Krzyknął Sachel. Nagle ułożył ręce w koło. Prawa dłoń znajdowała się nad lewą. Skupił się a między jego dłońmi zaczęła powstawać kula światła.
-Na nich !- Krzyknął Uram a cała armia składająca się z aniołów rzuciła się w stronę wojska Michaeli i Sachela.

Wokoło było słychać krzyki umierających…dźwięk wyjmowania mieczy z martwych ciał oraz okrzyki wojenne…

Kula Sachela uderzyła prosto w twarz Urama. Archanioł opadł na ziemię i zaryczał z bólu… Jego twarz była doszczętnie spalona. Po chwili podeszła do niego Michaela i przebiła mieczem jego serce. Nagle zagrzmiał pierwszy z dziesięciu grzmotów…A na Miasto Aniołów spadł pierwszy deszcz od wielu tysięcy lat…Nagle między dłońmi Rafaela powstało niebieskie światło. Wrzeszcząc rzucił nim w dużą grupę walczących aniołów. Miejscu gdzie trafiła kula powstała ogromna dziura. W około niej leżało sporo spalonych ciał.
-To nie ma sensu…Oni zniszczą wszystko i wszystkich !- Krzyknął Christopher.
-Nie chowajmy się tu jak tchórze.- Spojrzeli po sobie poczym wbiegli na pole krwawej bitwy.- Uważaj !- Krzyknął Ashin. W tym momencie czarny anioł odwrócił się do tyłu i ujrzał biegnącego na niego anioła. Jednym zwinnym ruchem odciął mu głowę. Ta potoczyła się po zalanej krwią ziemi i uderzyła w martwe ciało dziecka. Niedaleko nich biegła anielica o zielonawych skrzydłach z małym aniołkiem na rękach. Po chwili upadła na trawę a dziecko wypadło jej z rąk. Jeden z wojowników przeciął ją wzdłuż tułowia. Ktoś przebiegł po ciele kobiety oraz dziecku, miażdżąc jego kruche kości. Maluch zaczął głośno płakać. Mimo to nikt się nim nie przejmował. Nagle rozległ się kolejny grzmot. Kolejny Archanioł leżał skąpany we krwi. Jego długa brązowa suknia pęczniała czerwonym płynem a spalone części ciała okropnie cuchnęły.

Z cienia za drzewami zaczęła się wyłaniać rudowłosa postać. Z uśmiechem na ustach szła powoli wdychając powietrze przesiąknięte zapachem krwi, spalenizny oraz deszczu. Mokre włosy lepiły się jej do czoła.
-Aaaaa !!!-Jęknęła. Spojrzała na swój brzuch. Z jej ciała wystawał ogromny miecz.
-Wracaj do piekła gdzie twoje miejsce !- Krzyknął tropiciel o czarnych jak noc skrzydłach. W oczach anielicy zaczęły zbierać się łzy.
-Mam za dużo mocy…sam nie dasz rady.- Szeptała. Po chwili obok niego pojawił się Ashwin i wbił swój miecz w jej serce.- Mogę zabić Archanioła.
-Chyba ,ze on cię wyprzedzi…- Powiedział Rafael i niebieska kula światła trafiła w jej głowę. Ciało anielicy zsunęło się na ziemię.- Trzeba to powstrzymać ! Zabijamy samych siebie !- Krzyknął Archanioł.- Myślałem tylko o władzy…Jeżeli nic nie zrobimy anioły już nie będą stąpać po ziemi !- W chwili gdy wypowiedział te słowa kula zielonego światła uderzyła w jego plecy.
-Nic już nigdy nie będzie takie jakie być powinno !!!- Krzyknął Sachel. Niedaleko niego opadło sześć Archaniołów.

Powietrze wypełnił czwarty grzmot…


                                                             ***

            Na ziemi szalała okropna burza. Gdy usłyszano czwarty potężny grzmot ogłoszoną ją największą i najgroźniejszą burzą na świecie. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego co działo się kilkanaście kilometrów wyżej nad ich głowami daleko za chmurami.
-Dasz radę Emylly !- Krzyknęła Iliam. Klęczała nad rozszerzonymi nogami śmiertelniczki próbując odebrać poród.
-Aaaaaa!- Wrzeszczała czarnowłosa dziewczyna. Parła z całych sił.
-Jest główka ! Śliczna mała główka ! - Pot ciekł z bladego czoła Emylly. Leżała na dużym łóżku w sypialni z którego się nie ruszała przez ostatnie kilka dni. Schudła…Skóra wydawała się wisieć na jej kościach. Jej zielone oczy zapadły się…
-Mocniej !- Krzyczała anielica. Ciszę wypełniał nierówny oddech dziewczyny. Nagle jakby dostała zastrzyk energii…zebrała w sobie całą siłę i poczuła ,że dziecko wychodzi.
-Udało się…-Szepnęła Iliam. Owinęła dziecko prześcieradłem i podała je wykończonej matce.
-Maluszku…- Wymruczała resztkami sił przytulając mocno małą anielicę.- Ma moje oczy…- Szepnęła płacząc.
-Spójrz na jej piękne skrzydła…- Emylly odkryła delikatnie prześcieradło z pleców aniołka.
-Są czarne…- Mała zamlaskała. Na twarzy matki zawitał ogromny uśmiech.

Dwie godziny później :

            Iliam usłyszała głośne pukanie do drzwi. Podeszła do nich powoli i szybko je otworzyła. Rzuciła się szczęśliwa na jednego z przybyszów.
-Ash !- Krzyknęła i go mocno pocałowała w usta. Ten ją mocno przytulił i zaczął mówić jak wygląda sytuacja.
-Gdzie Emylly ?- Zapytał Christopher. Anielica wskazała mu pokój na piętrze.
-Czeka na ciebie…Ona i…maluszek.- Tropiciel rzucił się w bieg na góre. Gdy dotarł do jedynych drzwi szybko je otworzył. Na ogromnym łóżku leżała jego ukochana z pięknym aniołkiem w rękach.
-Emylly…-Szepnął. Na dźwięk jego głosu dziewczyna uśmiechnęła się radośnie i zaczęła płakać ze szczęścia.- To…- Wskazał na śmiejące się dziecko a ta przytaknęła.
-Twoja córeczka…Kocham cię.- Powiedziała wyciągając ku niemu wolną rękę. Podbiegł do niej i delikatnie wziął ja na kolana. Dopiero teraz zauważył jak bardzo schudła.
-Ja ciebie też…was…też.-Powiedział całując ją w usta.
-Jak damy jej na imię ?- Zapytała mocno tuląc Chrisa.
-Luce…Luce ma twoje oczy…-Szeroko się uśmiechnęła i jeszcze raz pocałowała swojego ukochanego.
-A twoje włosy i skrzydła…-Oczy Emylly zaczęły się zamykać.
-Co się dzieję ?- Zapytał anioł patrząc na jej twarz.
-Ja…jestem okropnie zmęczona…- Christopher odruchowo przyłożył palec do szyi dziewczyny starając się wyczuć puls. Był ale cichy i niewyraźny.
-Emylly…Ty…musisz żyć. Dla Luce , dla mnie ,dla…nas.
-Przeznaczenia nie zmienisz…Kocham was Chris…- Szeptała zamykając oczy.
-Emylly !- Krzyknął. Po ego policzkach zaczęły sączyć się łzy bólu.
-Ććśśśś…-Szepnęła ostatni raz mnie całując. Jej powieki powoli opadły…serce przestało wydawać znany rytm… klatka piersiowa przestała się podnosić…Skóra robiła się zimna w dotyku…
Tropiciel opadł na kolana koło łóżka. Przytulił do siebie małe ciałko Luce i zaczął płakać…    


____
Oto ostatni rozdział :) Kończę bloga szczęśliwą szesnastką...Nie wiem czy wam się podoba ta notka...Pisałam ją dość szybko. Nie jestem pewna czy opisałam sprawnie całą wojnę oraz śmierć Emylly...Powiem wam szczerze ,że bałam się przeczytać ten rozdział w całości. jestem pewna ,że pojawiło się pełno powtórzeń ale nie to się liczy...w sumie to mnie to nie obchodzi. Bałam się tego momentu , tego ,ze zawiodę was i siebie...przepraszam jeżeli to zrobiłam.
Więc tak :D Został mi już tylko epilog i pożegnanie tego opowiadanie na dobre...To nie jest czas na łzy :D Więc uśmiechnij się do monitora :) Zostało na jeszcze trochę czasu...na pożegnanie :) Mam nadzieję ,że pokochaliście tego bloga tak jak ja :) Do napisania :) Ostatniego napisania :*

5 komentarzy:

  1. dlaczego zabiłaś Emylly?! nie lubię cię

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś zabić Emilly ? Uwielbiałam to opowiadanie ! Szkoda,że to już koniec,że został tylko epilog ;( Jednakże rozdział wyszedł ci cudownie ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Miał być dramat to jest :D Mi się podoba mimo śmierci Emylly. Wszystko świetni opisałaś:) Kocham wszystkie twoje blogi:P

    OdpowiedzUsuń
  4. O mój Boże...Zabiłaś ją !
    Ale zgadzam się z Olą. Same chciałyśmy dramatu :) Szkoda ,ze to już koniec...czekam na epilog :)
    Julia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu ! Jak mogłaś !! Haha :D

    Booooskie ♥ <33 :D

    OdpowiedzUsuń