poniedziałek, 25 kwietnia 2011

3. Wieża Archanioła...


Byłem na siebie wściekły jak nigdy. Gdy pochyliłem się nad nią…nie umiałem…nie chciałem zrobić jej krzywdy. Nie chciałem, aby cierpiała i błagała o życie. Nagle w mojej głowie rozniósł się głos Rafaela :
Masz dostarczyć ją żywą. Decyzja nadal nie zapadła.
Usta dziewczyny wygięły się w lekkim uśmiechu. Rozpostarłem skrzydła i zbliżyłem twarz do szyi Emylly. Wbiłem jej kły w tętnice wstrzykując jad. Jej krzyk roznosił się echem po lesie. Tym razem nie sprawiało mi to,żadnej przyjemności, wręcz przeciwnie. Głos dziewczyny cichł z każdą sekundą. Po chwili słychać było już tylko szum drzew i odgłosy nocy. Wstałem z ziemi. Pod moimi nogami leżało ciało jeszcze nie nad znaczone wiekiem. Po raz kolejny pochyliłem się nad Emylly i podniosłem ją. Ręce opadały jej bezwładnie …a głowa odchylała się do tyłu. Wyglądała jak nieżywa. Jednak jej serce nadal biło…cicho i równo…przypominając,że ciągle żyję. Nieliczni z tropicieli „posiadali” jad. To uzyskuje się z czasem. Ja czekałem ponad pięć wieków, ale opłacało się. Dzięki tej zdolności tropienie i polowanie jest łatwiejsze. Nie zawsze przecież uzyskuje się rozkaz zabicia. Gdy kiedyś tropiłem ofiarę, bardzo długo zdobywałem jej zaufanie. Niepotrzebnie. Po dostarczeniu jej na wyznaczone miejsce została sazana na śmierć. Jeszcze tego samego dnia jej ciało było spalone. Tak, więc jad się przydaję. Wystarczy go w jakiś sposób podać ofierze tak, aby dostał się do krwi i zasypia. Czas oczywiście jest nieokreślony. Odłożyłem ciało dziewczyny i podszedłem do samochodu. Trzeba go w jakiś sposób zlikwidować. Tak, aby nie zostało po nim żadnego śladu.
Poturbuję wsparcia. Trzeba zlikwidować pojazd ofiary.
Pomyślałem. Na pewno Rafael wysłał już kogoś do pomocy. Z powrotem wziąłem na ręce ciało Emylly. Jednym sprawnym machnięciem skrzydeł znaleźliśmy się tuż nad koronami drzew.
            Postanowiłem lecieć nisko. Objąłem dziewczynę i siebie „płaszczem niewidzialności” i mocno ją do siebie przycisnąłem. Działanie jadu słabło. Na całe szczęście ofiara była nadal sparaliżowana. Słyszała, widziała i rozumiała, co się dzieje dookoła niej, ale nie mogła wykonać jakiegokolwiek ruchu. Dziewczyna spojrzała na mnie ze Łazami w oczach a ja tylko powiedziałem:
-Nie skrzywdzę cię. Spokojnie.
Nie umiałbym. - Dodałem w myślach.

                                                            ***

            Otworzyłam oczy. Czułam się tak błogo, tak spokojnie. Nagle uświadomiłam sobie,że ktoś trzyma mnie w ramionach. To on. Momentalnie poleciały mi z oczu łzy…I wtedy z czułością w głosie szepnął:
-Nie skrzywdzę cię. Spokojnie.- To było dziwne ale uwierzyłam mu. Jeszcze jakiś czas temu chciał mnie zabić a ja mu tak po prostu uwierzyłam. Bił od niego spokój. On na pewno tego nie zrobi…ale na pewno nie jest sam. Nie mogłam mówić a tym bardziej się poruszać. Czy ja właśnie…leciałam ? A do tego w ramionach przepięknego anioła. Pewnie już nie żyję…Zwróciła uwagę na twarz mężczyzny. Jego rysy były bardzo wyraziste. Linia szczęki zachwycała swoją siłą. Skóra anioła była blada. Wiatr rozwiewał jego włosy na wszystkie strony. Nagle spojrzał na mnie.
-Nie wiem czemu to robię ale pomogę ci.- Uśmiechnął się delikatnie w moją stronę. Dla takiego uśmiechu można było by zabić…Przez całą drogę spoglądałam na jego wspaniałe czarne skrzydła. Każde pióro sprawiało wrażenie za idealnego aby mogło być prawdziwe. Powolutku sunęłam wzrokiem po ich krawędziach. Wychodziły one zza szerokich ramion mężczyzny. A o jego muskulaturze już nie wspomnę. To niebezpieczne stworzenie o którym zawsze tyle słyszałam było nadzwyczajnie pięknę.
            Poczułam ,że anioł ląduję. Nadal byłam sparaliżowana.
-Jeżeli nie możesz mówić to mrugnij dwa razy.- Zrobiłam tak jak kazał.- Zachowaj spokój.
            Byliśmy pod ogromnym wieżowcem. Pomimo tego ,że widziałam tylko jej skrawek i tak zaskakiwała swoją wielkością. Gdybym mogła westchnęłabym z zachwytu. Szliśmy przez wielki i piękny ogród. Rozpoznałam to po koronach drzew które mijaliśmy…nie kończyły się. Nagle nad nami przeleciała anielica zauważając mojego anioła wylądowała obok nas.
-Witaj Christopher. - Powiedziała delikatnym damskim głosem. Była piękna. Miała długie rude włosy i porcelanową cerę. Jej śnieżnobiałe skrzydła połyskiwały w słońcu.
-O witaj Iliam- Odparł głośno nadal idąc.
-Widzę ,że szybko wykonałeś swoje zadanie.- Uśmiechnęła się.
-Wiesz przecież jaki jestem…-Mruknął odwzajemniając uśmiech.- A co u ciebie ? Nadal jesteś z Ashwinem ?
-Tak. -Odparła radośnie.-Widzę ,że ci się spieszy. Złapię cię kiedy indziej.- Puściła mu oczko i wzleciała. Nagle poczułam się taka mała i nieważna. Stanęliśmy przed drzwiami. Przynajmniej tak podejrzewałam.
-Mam przesyłkę dla Rafaela.- Powiedział i po chwili szliśmy dalej. Spojrzałam na niego z wyrzutem a on tylko prychnął i dodał- Przestań.
Mimo to ,że prawdopodobnie prowadził mnie na śmierć ja nadal posiadałam coś takiego jak urażona duma.  
-Rafael oczekuję ciebie u siebie w biurze.- Usłyszałam po raz kolejny damski głos. Słynny Rafael. To chyba archanioł…pamiętam go z różnych obrazów. Nieziemsko piękny a jednocześnie niebezpieczny. Ale w tym świeci każdy taki jest.

                                                          ***

            Wchodząc do gabinetu Rafaela ciągle myślałem o tym jak działa na mnie Emylly.
-Mam ją- Oznajmiłem przekraczając próg. Archanioł podszedł i spojrzał na dziewczynę ciągle znajdującą się w moich ramionach.
-Jest pod wpływem jadu ?- Zapytał. Przytaknąłem głową.- Spisałeś się na medal.- Odparł a na jego ustach zabłądził uśmiech. Spojrzał ponad mnie i głęboko się zamyślił.
-Decyzja nadal nie została podjęta. Rada Dziesięciu potrzebuje czasu. Zajmiesz się nią przez ten okres.- Powiedział.
-Gdzie ma zamieszkać ?- Zapytałem. Nie chciałem wykonywać tego polecenia. Ta śmiertelniczka miała na mnie za duży wpływ…Ale Rafaelowi się nie odmawia.
-Na ten okres zamieszkasz z nią tutaj. Niczego wam tu nie zabraknie. Popilnujesz w tym czasie nasza małą anielice…nie chcemy aby coś jej się stało.- Powiedział z udawaną czułością w głosie. Skinąłem jeszcze tylko głową…Gdybym mógł zabił bym się…
            Wszedłem do przeznaczonego dla nas pokoju. Położyłem dziewczynę na dużym łóżku i zakląłem.
-Co ze mnę teraz będzie /- Zapytała. Krew musiała już zacząć rozrzedzać jad płynący w żyłach.
-Nie mam pojęcia.- Oznajmiłem siadając niedaleko niej. Z dużym trudem podniosła rękę i musnęła nią jedno z moich skrzydeł. Zadrżałem. Spojrzałem na nią. Natychmiast zabrała dłoń:
-Przepraszam nie wiedziałam ,że to takie silne odczucie.- Miałem w swoim życiu bardzo dużo kochanek ale żadna z nich nie doprowadzała mnie do takiego stanu. –Gdzie jestem ?
-W wieży jednego z archaniołów. Rafaela.
-Mówił ,że nie podjęto jeszcze decyzji…Wiesz o co chodzi ?- Dopytywała patrząc się na złoty wzór na moich skrzydłach.
-O twój los…o to czy będziesz żyła czy nie…- Powiedziałem twardo podnosząc się z łóżka. Ona… wywołuje we mnie…uczucia. Jest tylko jeden sposób aby temu zapobiec… Muszę ją zabić…


________________
Nie jest znowu taki zły :P
Ale do fantastycznych też nie należy :) Już w następnym rozdziale będzie się działo znacznie więcej !
Chcę ten rozdział dedykować Cold_Princess :) Bo dzięki tobie znowu nabrałam ochoty do pisania :) Dałaś mi pewnego rodzaju motywację :) Samo to ,że jesteś i komentujesz to dla mnie dużo ! Dziękuję :* No nic rozpisałam się :) Mam nadzieję ,że czekacie z niecierpliwością na kolejny :P
Pa :*

4 komentarze:

  1. ładnie ;d myślałam, że się popłaczę ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały, no po prostu wspaniały rozdział. Cudownie to opisałaś :) Czekam na więcej ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ! Czekam na nn.
    Julia

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle mnie nie zawiodlas, bardzo podoba mi sie twoj styl pisania
    Monia

    OdpowiedzUsuń